Skip to main content

Powiedzmy to od razu: Knog Blinder X 1800 to nie lampka gravelowa. To raczej coś, co zakłada się na enduro, żeby szukać dzików po zmroku albo udowadniać lokalnej faunie, że człowiek też potrafi świecić. Na papierze to sprzęt klasy „overkill” – zbyt jasna, zbyt masywna, zewnętrzny akumulator wielkości butli Jägermeistra (tej mniejszej) i więcej lumenów niż zdrowego rozsądku.

A jednak – postanowiliśmy ją założyć na rower gravelowy. Celowo. Świadomie. I z bardzo konkretną tezą. Bo choć jej 1800 lumenów to więcej niż potrzeba na większości tras na szutrze, to duży, 10 000 mAh akumulator oraz deklarowane czasy pracy zaczynają brzmieć jak realna alternatywa dla bardziej skomplikowanych systemów: dynama, powerbanków, osobnych lampek głównych i zapasowych. To nie tylko światło – to obietnica spokoju na trasie, bez ładowania przez dwie noce.

To był eksperyment. Chcieliśmy sprawdzić, czy lampa do MTB może okazać się najlepszym przyjacielem gravelowego włóczęgi z ambicjami na setki kilometrów w trybie „noc-dzień-noc”. I ta recenzja to właśnie odpowiedź na pytanie: czy to miało sens, czy tylko zamieniliśmy się w świecące absurdalnie mocno żuki w lycrze.

Knog: punk nie umarł, tylko świeci mocniej niż kiedykolwiek

Knog nigdy nie był marką, która grzecznie siada do stołu z resztą rowerowego towarzystwa i czeka, aż ktoś poda mu instrukcję obsługi branży. Zamiast kopiować toporne latarki rowerowe przypominające sprzęt do przeczesywania bunkrów, Australijczycy od początku robili rzeczy po swojemu: odważnie, minimalistycznie, z dużą dawką designu i jeszcze większą bezczelnością.

To marka, która od lat traktuje oświetlenie rowerowe nie jak obowiązek, tylko jak manifest – coś pomiędzy elektroniką użytkową, modą uliczną a sprzętem dla ludzi, którzy nie chcą oglądać folderów reklamowych Shimano.

Po ostatnim rebrandingu nie zmienili się ani trochę – po prostu jeszcze bardziej podkręcili gałki. Knog nadal robi rzeczy po swojemu, trochę punk, trochę tech. Zmienili logo na coś, co wygląda jak odciśnięte stemplem z blachy falistej, opakowania upodobnili do elektroniki premium, a na deser dorzucili slogan: „Technically UnKonventional”. Czyli oficjalnie potwierdzone: Knog to dalej Knog, tylko teraz jeszcze bardziej wie, że jest Knogiem.

Na papierze: specyfikacja i pierwsze wrażenia

Zanim cokolwiek włączyliśmy, usiedliśmy z Blinderem X 1800 przy stole i zrobiliśmy to, co robi każdy szanujący się influ-tester: przeczytaliśmy instrukcję, popatrzyliśmy na pudełko i zrobiliśmy 10-minutowy film z unboxingu z macankiem każdej części i szeleszczeniem papierów… no dobra. Nic takiego nie zrobiliśmy. Konkrety!

1800 lumenów w szczycie. Dwanaście diod – osiem typu spot i cztery flood, czyli klasyczna kombinacja do jazdy „widzisz wszystko przed sobą, a kątem oka też”.
Do tego zewnętrzny akumulator o pojemności 10 000 mAh, który – cytując producenta – ma dać nawet 15 godzin pracy w trybie 350 lumenów, 6,5 godziny w trybie 650 lumenów i do 2,5 godziny w pełnym ogniu. Do tego 3 tryby z błyskaniem do jazdy w dzień (ten oszczędny 650 lumenów to 75 godzin pracy). Brzmi poważnie. I w zasadzie takie jest.

Lampka komunikuje się z akumulatorem za pomocą kabla o długości 70 cm (idealnie, by schować powerpack w torbie na górnej rurze, torbie w ramie albo przymocować za pomocą dołączonych rzepów za główką ramy). Do tego przycisk z kolorowym wskaźnikiem LED na kabelku, który informuje o stanie naładowania i trybie pracy. Wszystko ładowane przez USB‑C.

Dla wzrokowców, aby skumać system, wygląda to dokładnie tak:

Waga? Całość waży około 430 g (głowica ~125 g + akumulator ~210 g + kabel i uchwyty). Sporo jak na „lampkę”, ale uczciwie: to nie zestaw do jazdy po bułki, tylko do jechania przez całą noc bez mrugnięcia światłem.

Konstrukcyjnie – pełen minimalizm: obudowa CNC z aluminium 6061 z żeberkami chłodzącymi, wodoszczelność IP67, zero zbędnych bajerów. Stylistyka? Taka, że spokojnie można postawić ją obok MacBooka i nie będzie się wstydzić.

Montaż – klasyczne obejmy do kierownicy (31,8 i 35 mm z redukcją), a bateria zapinana na rzep lub chowana w torbie. Do tego pilot – niewielki, przyciskowy, z magnetycznym mocowaniem, które… no cóż, działa, ale nie polubiliśmy się od razu (o tym później).

Pierwsze wrażenie? Sprzęt wygląda bardzo solidnie, bardzo Knogowo i bardzo… „niedzielnie nie będzie”. Wszystko wskazuje na to, że to urządzenie, które ma jedno zadanie: świecić długo, jasno i bez kompromisów. Pytanie tylko – czy robi to na tyle dobrze, by zaakceptować jego gabaryt?

Montaż i ergonomia: pierdyliard opcji i jedno brakujące

Zestaw montażowy Blinder X 1800 to katalog możliwości. Naprawdę. Knog dołącza do lampki całą rodzinę obejm, rzepów, dystansów i uchwytów – tak jakby chcieli powiedzieć: „masz rower? spokojnie, coś ci przypasuje”. Do wyboru mamy klasyczne obejmy na kierownicę (w dwóch średnicach – 31,8 i 35 mm), adaptery do montażu baterii na ramie (np. pod rurą górną albo w okolicach główki), paski na rzep i magnetyczny pilot, który można przykleić do mostka lub kierownicy.

Jest nawet opcjonalny uchwyt do kasku w komplecie, ale w tym całym arsenale nie znajdziesz jednego, strategicznego elementu: adaptera w standardzie GoPro.

Jeśli chcesz zamontować Blinder X pod uchwytem na licznik z dolnym mocowaniem w standardzie GoPro, to musisz kupić przejściówkę osobno za 60 zeta. I nie jest to kwestia niedopatrzenia – Knog po prostu tego nie dorzuca. Trochę szkoda, bo to właśnie montaż pod licznikiem z użyciem adaptera GoPro wygląda najbardziej elegancko i ergonomicznie – zero kabli, czysty kokpit, lampa dokładnie tam, gdzie powinna być.

Blinder X 1800 to pierwsza lampka, którą udało nam się zamontować bezpośrednio na widelcu, nawet przy założonej dużej torbie bikepackingowej na kierownicy. Użyliśmy dołączonego w zestawie uchwytu – żadnego kombinowania, żadnego druciarstwa i „prowizorek, które zostają na stałe”. Po prostu działa. I wygląda dobrze.

Na minus? Magnetyczny pilot, który teoretycznie można zamocować wszędzie, w praktyce jeśli masz karbonową kierownicę zintegrowaną z karbonowym mostkiem… to nigdzie. Ratowanie się taśmą dwustronną lub rzepem – trochę kłóci się z elegancką formą reszty zestawu. Trzeba użyć topornego uchwytu na gumkę (dołączony w zestawie).

Podsumowując: zestaw montażowy Blinder X 1800 to prawdziwy kombajn możliwości – o ile jesteś gotów samemu dokupić jedną małą, ale kluczową część, czyli adapter GoPro. Gdy już go masz – możesz zamontować lampkę praktycznie wszędzie.

Jasność i wydajność w trasie

Jeśli chodzi o samą jasność, Blinder X 1800 nie bierze jeńców. 1800 lumenów maksymalnej mocy to światło, które spokojnie można porównać do reflektora z karetki — tylko że zamiast oślepiać wszystko dookoła, rozprowadza snop w sposób zaskakująco rozsądny. Dzięki zastosowaniu aż 12 diod (8 punktowych + 4 szerokokątne), strumień światła jest bardzo szeroki, ale jednocześnie precyzyjnie skupiony tam, gdzie tego potrzebujesz – na trasie przed sobą.

Nie masz efektu tunelu, nie masz prześwietlonych obrzeży — masz światło, które pozwala naprawdę czytać teren. Kamienie, koleiny, piach w zakręcie – wszystko jest widoczne z wyprzedzeniem. I to nie tylko w trybie „pełna moc”. W praktyce tryb medium (~800 lm) daje już wystarczające oświetlenie do szybkiej jazdy po szutrze, nawet w technicznie trudniejszym terenie.

Na długich, nocnych odcinkach, kiedy tempo spada, tryb low (~350 lm) wciąż zapewnia komfortowe prowadzenie — idealny balans między widocznością a oszczędzaniem baterii.

Podczas bikepackingu przez Czarnogórę, w 8 na 9 dni jechaliśmy długo po zmroku – często kończąc etapy głęboko po północy, wysoko w górach. W całym tym czasie ani razu nie zabrakło nam światła. Blinder X 1800 świeci pewnie, równomiernie i wystarczająco mocno, by dawać realny komfort jazdy nawet w trudnym, górskim terenie.

Ciekawostka: nawet w trybie full blast (1800 lm), lampka nie nagrzewa się do poziomu „można smażyć jajko”. Aluminiowa obudowa z żeberkami chłodzącymi radzi sobie z odprowadzaniem ciepła naprawdę dobrze, co w praktyce oznacza stabilną jasność bez throttlingu – nawet przy długiej jeździe z maksymalną mocą.

Ostrożnie na asfalcie: brak odcięcia i niemiecki problem

Zanim zakochasz się na dobre w mocy Blinder X 1800, warto wspomnieć o jednym technicznym (i prawnym) niuansie: ta lampka nie posiada „cut-offa”, czyli odcięcia światła ograniczającego górną krawędź wiązki. W praktyce oznacza to, że świeci nie tylko tam, gdzie powinna – czyli na drogę – ale również tam, gdzie nie powinna: w oczy nadjeżdżającym z naprzeciwka kierowcom.

Na szutrach i w lesie to żadna wada – wręcz przeciwnie, bo szeroki snop świetnie doświetla pobocze i otoczenie. Ale jeśli planujesz jazdę po drogach publicznych, szczególnie w krajach takich jak Niemcy, robi się problematycznie. Blinder X 1800 nie posiada homologacji StVZO, czyli niemieckiego certyfikatu dopuszczenia do ruchu drogowego.

Knog oczywiście produkuje lampki zgodne ze StVZO – jak Blinder E80 czy E120 – ale testowany model X 1800 zdecydowanie do nich nie należy. Nie jest to wada jako taka, tylko konsekwencja innego przeznaczenia: to lampa terenowa, projektowana z myślą o MTB, gdzie widoczność jest ważniejsza niż normy.

W praktyce? Jeśli jedziesz przez las, szutry i odludzia – wszystko gra. Jeśli planujesz jazdę po niemieckich drogach – może warto mieć w zanadrzu drugi, skromniejszy zestaw na dojazd do hotelu. Albo chociaż przykręcić moc i skierować lampkę trochę niżej, żeby nie zadziałać jak mobilna kara boska dla kierowców.

Czas pracy i ładowanie: długodystansowy zawodnik z jedną wadą

Jedna z największych zalet Blinder X 1800 ujawnia się dopiero po zmroku i kilku godzinach jazdy – to czas pracy, który stawia ją w zupełnie innej lidze niż typowe lampki rowerowe. Dzięki powerpackowi o pojemności 10 000 mAh, Knog bez problemu świeci całą noc – i to nie w trybie awaryjnego migania, tylko w sensownym, użytecznym świetle.

W trybie high (1800 lm) dostajemy realne 2 godziny pełnej mocy. Tryb medium (~800 lm) wyciąga 6 godzin z minutami, a low (~350 lm) to nawet 13–14 godzin ciągłej jazdy. Jeśli potrzebujemy tylko „być widocznym” – tryby pulse i eco flash oferują absurdalnie długi czas pracy, sięgający do 75 godzin. Innymi słowy: można przejechać dwie noce bez ładowania, i to w trybie, który wciąż realnie oświetla drogę.

Pełne naładowanie lampki, to długi temat. 5h jak nic, ale co ważne – powerpack można ładować podczas świecenia, co dla bikepackerów i zawodników ultra ma fundamentalne znaczenie. Podłączasz USB‑C i jedziesz dalej, bez przerywania jazdy ani gaszenia lampki.

Niestety, tu dochodzimy do największej wady zestawu – i to takiej, która może być decydująca w oczach niektórych użytkowników. Powerpack Knoga nie działa jako klasyczny powerbank. Nie da się z niego zasilić innych urządzeń: nawigacji, telefonu, zegarka. Cała ta energia zarezerwowana jest wyłącznie dla lampki. Z punktu widzenia minimalizmu i dbałości o kompatybilność – zrozumiałe. Ale z punktu widzenia użytkownika bikepackingowego – szkoda. Jeden powerpack do wszystkiego byłby rozwiązaniem idealnym.

W skrócie: czas pracy – top, ładowanie w trakcie jazdy – świetnie, ale brak funkcji powerbanka – zgrzyt. Czy da się z tym żyć? Tak. Czy trochę boli, że przy 10 000 mAh nie możesz choćby doładować GPS-a? Oj, boli!

Podsumowanie: nie dla każdego, ale dla niektórych – idealna

Za duża, za mocna i zbyt terenowa, by traktować ją jako codzienne światło na gravela albo zabierać na miejską ścieżkę rowerową pod latarniami.
Jeśli szukasz lekkiego, minimalistycznego światełka „żeby być widocznym” — omiń ten model szerokim łukiem. Albo po prostu wybierz mniejszą Blinderkę.

Dołóżmy do tego cenę — 889 zł — i robi się jasne, że to nie jest lampka z kategorii „na próbę”. To świadoma decyzja i zakup z konkretnym przeznaczeniem. Ale jeśli jesteś kimś, kto jeździ długo, daleko i po ciemku, Blinder X 1800 zaczyna mieć bardzo dużo sensu.

To świetna opcja dla bikepackersów i startujących w wyścigach ultra — realnie do dwóch nocy w trasie bez ładowania. Nie rozwiązuje wszystkiego, ale daje solidną przewagę tam, gdzie inne lampki po prostu nie nadążają.

Czy żałujemy eksperymentu z lampką MTB na kierownicy gravela? Absolutnie nie. Wręcz przeciwnie — to był strzał w dziesiątkę.

To sprzęt, który wie, dla kogo został zrobiony, i działa tam, gdzie trzeba: w terenie, w nocy, na długiej trasie, gdzie zawodzą wszystkie „lekkie i miejskie” alternatywy.

Nie, to nie jest lampka dla każdego.Ale jeśli Twoje trasy zaczynają się o świcie, kończą po północy za 2 dni — Blinder X 1800 może się okazać lepszym wyborem niż wiele bardziej „gravelowych” modeli. Bo świeci wtedy, gdy inne się poddają.

Więcej technicznych szczegółów dla geeków znajdziecie na stronie producenta: knog.com.


Tekst: Michał Góźdź
Zdjęcia: Michał Góźdź, Michał „Makyo” Szulhan

Informacja o transparentności:

Lampę Blinder X 1800 do testów dostarczył dystrybutor: PORĘBA. Dystrybutor nie miał wpływu na treść recenzji, wnioski ani końcową ocenę produktu. Recenzja powstała w oparciu o realne użytkowanie recenzowanego modelu.