Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich. Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Skip to main content

Prolog

Są rzeczy na tym świecie nieuniknione: podatki, śmierć i fakt, że każda dobra gravelowa runda zaczyna się na dworcu PKP. Peron trzeci, tor drugi, obok pani z psem, który wygląda jakby nie wierzył, że ktoś przy zdrowych zmysłach tu wysiada. Ale my wiemy, po co tu przyjechaliśmy. Żeby żyć pełnią szutru.

Nie ma co ukrywać – Krzeszowice to nie jest miejsce, do którego ktokolwiek jedzie dla Krzeszowic. Miasto, które wygląda, jakby ktoś zapomniał skończyć go projektować, a potem dla żartu dorzucił jeszcze dworzec PKP i kiosk z kebabem. Miasto, które mogłoby się nie wydarzyć, ale jednak ktoś się uparł.

Uparliśmy się i my. Na miejski vibe i że na spokojnie. Nie ruszamy więc od razu na podbój małopolskich wzgórz. Najpierw kawka i to nie byle jaka. Szybki risercz, lokalna palarnia kawy – „Kawy z całego świata. Arabica, Robusta, inne” (na google 4,6 na 195 opinii). Z zewnątrz wygląda jak zapomniany punkt ksero z 1998 roku, ale w środku… w środku czai się Krzeszowicka Bohema. W powietrzu unoszą się nuty palonego ziarna, życiowych rozczarowań i nieśmiałej nadziei, że może jednak ktoś kiedykolwiek przeczytał chociaż połowę „Małego Księcia”. Z butelką Jägermeistera pasujemy tu jak ulał. Jest kilka minut po 9 rano.

Trzy parki krajobrazowe, jedna misja! Runda złoto!

Założenia tej trasy są proste i mimo, że podczas egzekucji dużo się działo spontanu, to wyszło prawdziwe złoto. 90 kilometrów przez trzy parki krajobrazowe leżące pod Krakowem, kończąc klasycznie – tam, gdzie zaczęliśmy: na dworcu PKP, tylko tym razem krakowskim. Start Krzeszowice, a kilka kilometrów dalej wjeżdżasz prosto w przyrodniczą bombonierkę Jury Krakowsko-Częstochowskiej.

Tak, to wciąż Jura. Ale nie ta biedna Jura pod Częstochową, gdzie jedyną atrakcją są kapliczki, parkingi i klimaty jak z polskiego westernu klasy B. Nie. To ta prawdziwa Jura, z wapiennymi ostańcami, jaskiniami, dolinkami i widokami, po których zaczynasz zadawać sobie pytanie: „Czemu, do cholery, te krakusy mają znowu lepiej?”

Na trasie:

  • Tenczyński Park Krajobrazowy – lasy, zamek, szutry, pierwsze twarde podjazdy, ale z kamieniołomem, który sam robi za widokówkę.
  • Rudniański Park Krajobrazowy – mniej znany, świetnie zgrany z doliną potoku Rudno.
  • Park Krajobrazowy Dolinki Krakowskie – legendarny zestaw dolinek, których nawet nie próbuj czytać z mapy, bo pogubisz się w nazwach szybciej niż w wyborach życiowych.

VeloPlanner

Rudniański Park Krajobrazowy

W teorii to tylko „przejazd” między bardziej znanym Tenczyńskim Parkiem Krajobrazowym a tym, na co wszyscy czekają – Dolinkami Krakowskimi. Ale w praktyce… no właśnie. W praktyce Rudniański Park Krajobrazowy okazuje się jednym z tych miejsc, które totalnie zaskakują. Liznęliśmy go tylko kawałek, ale od samego początku czujesz się tu swojsko.

Park powstał w latach 80., żeby chronić doliny, wzgórza i porządne kawałki wapienia, które ciągną się tu od wieków. Główna oś tego wszystkiego to Dolina Potoku Rudno – taki niepozorny strumień, który przez tysiące lat zrobił tu niezłą robotę. Wyciął jary, poprzecinał zbocza i zostawił teren, po którym gravel śmiga jak po włoskich szutrach – z tą różnicą, że zamiast cyprysów, masz tu sosny i paprocie.

Rudniański Park to też kawałek historii, bo okolice Rudna to stare tereny wydobywcze – kiedyś kopano tu rudę żelaza, o czym dziś przypominają tylko nazwy i pozostałości po dawnych wyrobiskach.

To jest ten etap rundy, kiedy jeszcze nie boli, ale zaczyna się robić ciekawie. Rudniański nie wali po łydkach jak Tenczyński, nie kradnie oddechu jak Dolinki, ale pozwala wkręcić się w ten dzień i zapomnieć o koszmarach poranka.

Tenczyński Park Krajobrazowy

Jeśli Małopolska ma coś, co przypomina włoskie wzgórza Toskanii, tylko w wersji z polskim asfaltem i szutrem jakości „raczej dobrze” – to jest to właśnie Tenczyński Park Krajobrazowy.
Położony na wzgórzach Garbu Tenczyńskiego, rozciąga się między Krzeszowicami, Alwernią i zachodnimi dzielnicami Krakowa. To tu czujemy, że weszliśmy na poważniejsze terytorium gruzu.

Pierwszym wielkim „wow” na trasie jest Zamek Tenczyn w Rudnie, czyli małopolska odpowiedź na wszystkie zamki z folderów turystycznych. To taki Wawel dla introwertyków.

Z daleka wygląda jak malownicza ruina, ale gdy podjedziesz bliżej, robi konkretne wrażenie. Średniowieczne mury, wieże i rozległa panorama na okoliczne wzgórza. To miejsce z historią sięgającą XIV wieku, zniszczone przez Szwedów (kto by się spodziewał…), później odbudowane i znów zostawione samemu sobie. Dzisiaj to jeden z najbardziej klimatycznych punktów widokowych w regionie.

Zaraz za zamkiem wyłania się Góra Niedźwiedzia – nazwa wskazuje że kiedyś biegały tu niedźwiedzie. Spoiler: nie biegały.

Za to pod ziemią kryje się coś znacznie ciekawszego – kopalnia diabazu, czyli skały o diabelnie twardym charakterze i niemal czarnej barwie.

Diabaz, nazywany czasem „czarnym granitem”, to kamień o wyjątkowej twardości i odporności, używany do produkcji elementów drogowych, kostki brukowej czy nawet nagrobków. To nie żart – kamienie z tego miejsca trafiają na ulice całej Polski.

Co ciekawe, kopalnia jest cały czas czynna, a jej ogromne wyrobisko na szczycie góry wygląda jak sceneria z mad maxa. Z jednej strony dzika przyroda, z drugiej przemysłowe kratery – zestawienie, które robi ogromne wrażenie.

Uwaga! Jako że miejsce jest czynną kopalnią, nie zawsze można podejść blisko, ale zawsze z drogi można rzucić okiem na gigantyczne wyrobisko i poczuć, że to nie tylko „ładne widoczki, ale też kawał żywej, działającej do dziś kopalni.

Park Krajobrazowy Dolinki Krakowskie

Jeśli Małopolska miała przygotować dla gravela jakąś wielką scenę finałową, to właśnie Dolinki Krakowskie są tą sceną, kurtyną i fanfarami w jednym.

  • Dolina Racławki – największy rezerwat przyrody w Małopolsce i absolutna game-changer na trasie.
    To tutaj krajobraz zmienia się na bardziej dziki, surowy i nieco bajkowy.

Dolina jest szersza, głębsza i bardziej zielona niż wszystkie poprzednie razem wzięte.
Trasa prowadzi lasem, pośród skał, jarów i starych wyrobisk wapienia. Racławka nie wali po oczach monumentalnymi ścianami, ale nadrabia pocztówkowym klimatem i ciszą, która potrafi zrobić większe wrażenie niż największa ostańca. To jedno z tych miejsc, gdzie nagle wszyscy cichną i po prostu jadą – jakby wiedzieli, że każde słowo byłoby nie na miejscu.

  • Dolina Będkowska – najdłuższa, najbardziej znana, z legendarną Sokolicą i trasą, która potrafi być i płynna, i techniczna jednocześnie.
  • Dolina Kobylańska – ciasna, dzika, z niemal pionowymi ścianami i ścieżką, która potrafi zaskoczyć stromizną i wymagającymi zakrętami.

Wapienne ściany, wijące się ścieżki, stare mostki, strumienie i widoki jak z katalogu. Każda dolina to osobny folder ze zdjęciami, każda ma swoje „wow momenty”, których nie da się zaplanować, ale które przychodzą same, kiedy najmniej się ich spodziewasz. Przy czym my dusimy tam jak szaleni, bo zabawy w fotografów już mocno nadszarpnęły nasz czas, a dzień krótki. To w końcu październik!

Kraków

Wjazd do miasta jest jak wyjście z kina po najlepszym filmie sezonu. Kraków przyjmuje nas pełnym słońcem, zupełnie jakby była sierpniowa niedziela, a nie późna jesień. W powietrzu pachnie kawą i latem. Turyści polują na pierogi i smoka.

Siedzimy na nad Wisłą, w słońcu, w październiku. Jest lato, choć nie powinno go już być. Ostatni łyk, ostatni rzut oka na licznik i wjazd na PKP, jak zawsze z przygodą – bo miejsce na rower istnieje tylko w aplikacji. Stoimy w korytarzu, śmierdzimy przygodą i czujemy się… królewscy.

To był dzień z tych, które zapisują się grubą czcionką w katalogu Premiumów ETNH. Gravel, parki, wapienne cuda i meta w mieście, które nigdy nie przestaje żyć.

Jechałbyś? Bo my już planujemy powtórkę.


Tekst: Michał Góźdź
Zdjęcia: Michał Góźdź, Marcin Maszczyński