Skip to main content

Pamiętasz rok 2017?

Donald Trump wjechał na fotel prezydenta USA jak turysta, Wielka Brytania stwierdziła, że Brexit to świetny pomysł, Huragan Harvey zrobił Teksasowi generalny remont, iPhone X nauczył ludzi odblokowywać ekran twarzą, „Despacito” zamęczyło na YouTube wszystkich do porzygu, bitcoin wystrzelił na 19 000 dolarów zanim ktoś zdążył powiedzieć „bańka”, Tom Dumoulin został pierwszym Holendrem z Giro w kieszeni, Roger Federer dorzucił dziewiętnasty szlem, Sam Hill zgarnął Enduro World Series, Pokemony jeszcze nie wymarły, a każdy kręcił fidget spinnerem i udawał, że to ma sens.

To były dziwne czasy… i to było cholernie dawno!

Gravel wtedy jeszcze nie miał wypracowanego wizerunku. Szosowcy z pogardą patrzyli na szerokie opony i hamulce tarczowe, wzdychając nad czystością ram i klasycznych przełożeń. Endurowcy powtarzali, że gravel to rower dla tych, którym brakuje odwagi, żeby walić dropy z garażu.

Był trochę dziwny, trochę niepoważny, ale w tej niedookreśloności kryło się coś prawdziwego: wolność. Wolność, którą trudno było znaleźć na wypolerowanych szosach i wydeptanych singlach.

Właśnie wtedy, gdy rynek szukał nowego języka, żeby opowiedzieć o rowerach do wszystkiego i do niczego, pojawił się RUUT CF. Rondo, które zamiast pytać, czy można, po prostu zrobiło swój rower. Taki, który wyglądał inaczej i jeździł inaczej. Rower, który dla wielu był objawieniem i posunął daleko do przodu, to jak wyglądają obecnie gravele.

* Pierwszy Rondo RUUT CF został zaprezentowany w 2017 roku, a na rynek trafił w sezonie 2018.

To był jeden z pierwszych karbonowych graveli z regulowaną geometrią widelca (system TwinTip), co w tamtym czasie wyróżniało go na tle konkurencji. Właśnie wtedy Rondo – młoda polska marka z grupy 7ANNA (twórcy NS Bikes i Creme) – weszło na rynek z hasłem, że gravel nie musi być nijakim rowerem kompromisów.

Premiera Rondo RUUT CF: targi Eurobike 2017
Sprzedaż Rondo RUUT CF: początek 2018

Rama

8 lat później, 2025. Pierwsza myśl… Rondo nadal chce robić rowery po swojemu.

Rama Rondo RUUT CF1 G2 przypomina rzeźbę wyciosaną z karbonu w przypływie surowej, geometrycznej fantazji. Dolna rura jest potężna, niemal przesadnie szeroka – rozciąga się od główki ramy jak gruba belka, z wyraźnie zarysowanymi krawędziami i ostrymi załamaniami powierzchni. Wszystko tu wydaje się płaskie i kanciaste, jakby projektanci celowo zrezygnował z łagodnych przejść, żeby nadać konstrukcji monumentalnego charakteru.

Główka ramy robi jeszcze mocniejsze wrażenie – jej masywność jest natychmiast zauważalna, bo ma proporcje raczej filaru niż klasycznej, smukłej tulei. Kiedy patrzysz na jej szeroki przekrój i kanciaste krawędzie, trudno uwierzyć, że ten fragment należy do roweru w czasach aero-fixacji.

Górna rura biegnie niemal poziomo, o wyrazistym, prostokątnym profilu, który jeszcze potęguje wrażenie surowości. Nic tu nie udaje finezyjnych, aerodynamicznych kształtów – wszystko jest podporządkowane jednemu językowi formy: zero obłych kształtów!

Tylni trójkąt wygląda jak osobne dzieło – dolne widełki są szerokie i płaskie, z przekrojem przypominającym spłaszczone łopatki, które rozchodzą się w kierunku tylnej osi w mocno geometrycznym rozwarciu. Górne rurki są cieńsze, ale ich ostre linie konsekwentnie kontynuują styl całości. Rura podsiodłowa nigdy nie dociera do węzła suportu i gdy patrzysz na ten fragment, masz wrażenie, że to starannie zaprojektowana układanka z klocków o dokładnie wymierzonych kątach i płaszczyznach.

Cały szkielet roweru sprawia wrażenie nadzwyczaj przemyślanej, odrobinę futurystycznej konstrukcji, której nie da się pomylić z żadnym innym gravelowym projektem. Tu nie ma zaokrągleń ani miękkich linii – jest tylko klarowna, techniczna geometria, która wywołuje respekt od pierwszego spojrzenia. Jeśli cenisz konsekwencję w stylistyce i bezkompromisowe podejście do funkcji – ta rama ma w sobie coś wyjątkowego.

Co przyświecało konstruktorom i z jakimi wyzwaniami musieli się mierzyć, projektując tak nietypowy kształ ramy, zapytaliśmy u samego źródła.

Geo

Geometria w najnowszym wydaniu RUUT CF1 G2 przeszła subtelne korekty względem poprzedniej generacji, ale nie są to rewolucyjne zmiany. Reach ramy dla testowanego rozmiaru M wynosi teraz 395 mm, co w praktyce oznacza trochę bardziej rozciągniętą sylwetkę, a wyższy stack – dokładnie 571 mm – sprzyja mniej pochylonej, bardziej wyprostowanej i, nie bójmy się tego słowa, wygodniejszej pozycji na dłuższych trasach.

Dolne widełki pozostały stosunkowo krótkie – mierzą 420 mm – co nadaje rowerowi zwartą bryłę tylnego trójkąta i proporcje bardziej sportowe niż turystyczne. Kluczową rolę w kształtowaniu charakteru jazdy odgrywa widelec TwinTip z konstrukcją flip-chip, pozwalający regulować zarówno kąt główki ramy, jak i przesunięcie widelca.

W ustawieniu wysokim kąt główki ramy wynosi 71,7°, a offset widelca to 55 mm – to wariant nieco bardziej zwarty i precyzyjny. Z kolei pozycja niska (w której jeździłem przez większą część testu) luzuje kąt główki ramy o 0,7 stopnia (do 71°) i zmniejsza offset widelca o 10 mm, co w praktyce daje mniej nerwowe prowadzenie i większy spokój na luźniejszym podłożu.

Dla gravelowych nerdów, jak wygląda geo dla poszczególnych rozmiarów i ustawień widelca mamy tabelkę:

Ficzery

Rama korzysta ze standardu UDH (Universal Derailleur Hanger), co zdecydowanie podnosi jej atrakcyjność w kontekście niedawnej premiery 13-rzędowych grup SRAM Force i Rival AXS. Maksymalny rozmiar opon deklarowany przez producenta wynosi 700×45 mm, choć z dużym prawdopodobieństwem 47c również zmieści się bez większych problemów.

Na pokładzie znalazł się gwintowany support T47 oraz opcja montażu przedniej przerzutki (tak, to naprawdę możliwe!). W trójkącie ramy przewidziano miejsca na dwa bidony (z wykorzystaniem mocowań Fidlock), a pod dolną rurą dodatkowe punkty montażowe umożliwiające zamocowanie trzeciego koszyka. Co istotne, projektanci nie zapomnieli o codziennej praktyczności – rama i widelec są wyposażone w oczka do montażu pełnych błotników, dzięki czemu można bez przeszkód przygotować ją na gorszą pogodę.

Cała konstrukcja została przygotowana do pełnego, wewnętrznego prowadzenia przewodów, co nadaje ramie uporządkowany i minimalistyczny wygląd. Pomimo jej nietypowych, wyrazistych kształtów i odważnego stylu, projektantom udało się zachować wysoki poziom funkcjonalności – fajerwerki projektowe nie przesłoniły codziennej użyteczności.

Osprzęt

Rondo RUUT CF1 G2 CURRY to drugi od góry model w hierarchii RUUT-ów – wyżej stoi już tylko odpimpowana do granic wariacja LOCO, wyposażona w 13-rzędowy SRAM Red AXS i spektakularnie wyglądające koła Zipp 303 XPLR SW.

W wersji CURRY zastosowano bezprzewodowy napęd SRAM Rival XPLR AXS 1×12, czyli dobrze znany zestaw i faktycznego króla segmentu „value for money”. Z przodu pracuje korba SRAM Rival 42T, a z tyłu kaseta 10–44T, która oferuje zakres przełożeń wystarczający na większość podjazdów, jakie spotkasz na 95% swojej gravelowej drogi, oraz szybkie przeloty po szutrze.

Jeśli chodzi o napęd, nie ma tu żadnych niespodzianek – Rival XPLR AXS działa precyzyjnie, niezawodnie i po prostu robi to, czego od niego oczekujesz. A jeśli planujesz regularne wycieczki w wysokie góry, wystarczy wymienić przednią zębatkę na mniejszą i temat przełożeń masz zamknięty raz na zawsze.

W kokpicie znalazła się aluminiowa kierownica Spank Wing 12 Vibrocore, wyróżniająca się charakterystycznym, spłaszczonym górnym chwytem i piankowym wypełnieniem ograniczającym drgania. Wszystko łączy się z masywnym, precyzyjnie frezowanym w Polsce mostkiem ICR (w rozmiarze M stosunkowo krótkim – 75 mm), który umożliwia wewnętrzne prowadzenie przewodów. Sztyca to karbonowy model Rondo o średnicy 27,2 mm, a siodełko pochodzi od Selle Italia – Novus Boost.

Rondo ostatecznie porzuciło w tym modelu legendarne już koła Hunt i – aby definitywnie zerwać z tą czarną historią przeszłości – postawiło na bezpieczny wariant DT Swiss G1800 Spline DB, fabrycznie obuty w szerokie opony Schwalbe G-One R EVO 700×45.

Jak jeździ RUUT CF1 G2 CURRY?

Ponieważ zwykle preferuję rowery raczej mniejsze niż większe, do testów wybrałem rozmiar M – dokładnie taki sam, na jakim wcześniej jeździłem w poprzedniej generacji RUUT-a. Tym samym nagiąłem oficjalne rekomendacje producenta: według tabeli rozmiarów M przeznaczony jest dla osób o wzroście 172–180 cm, podczas gdy ja mam 183 cm. Nie byłoby w tym wyborze nic szczególnie ryzykownego (bo w większości testowanych rowerów robię podobnie), gdyby nie fakt, że musiałem wysunąć sztycę nieco powyżej wskaźnika minimalnego wsunięcia. Na szczęście obyło się bez konsekwencji.

Pierwsze kilometry na Rondo RUUT CF1 G2 od razu pokazują, że to rower, który nie próbuje udawać rekreacyjnego gravela dla każdego. W ustawieniu HI prowadzi się zwarto, momentami nerwowo – szybka, niemal natychmiastowa reakcja na ruchy kierownicy podkreśla jego sportowy charakter. Przy większych prędkościach i na luźniejszym szutrze wymaga pewnej ręki i skupienia – w tej konfiguracji rower chętnie zmienia kierunek, ale nie wybacza nonszalancji. Wyścigówka!

Po przełączeniu w tryb LO geometria wyraźnie się uspokaja – kąt główki ramy robi się bardziej wypłaszczony, a całość staje się stabilniejsza. Rower mniej nerwowo reaguje na niewielkie korekty toru jazdy i łatwiej utrzymać linię podczas długich, szybkich zjazdów na dziurawych odcinkach.

Mimo że całość wygląda surowo i „wyścigowo”, rama faktycznie ogranicza drobne drgania – głównie dzięki charakterystycznie przerwanej rurze podsiodłowej i spłaszczonym dolnym widełkom, które potrafią delikatnie ugiąć się pod obciążeniem. Tłumienie jest odczuwalne zwłaszcza na popękanym asfalcie i twardym szutrze – rower nie rezonuje przesadnie przy dużych prędkościach i nie przenosi każdego mikrodrgania na siodło. Pod pełnym obciążeniem czuć subtelny „mikroskok”, który odciąża plecy i biodra podczas długich godzin w siodle.

Nie należy jednak oczekiwać komfortu porównywalnego z konstrukcjami rodem ze Speca Diverge STR czy modeli z zawieszeniem w stylu elastomerowych wynalazków (Cannondale Topstone, BMC URS lub Trek Checkpoint SLR) – RUUT wciąż pozostaje twardym, sportowym gravlem nastawionym na efektywność jazdy, a nie miękkim kanapowcem dla tatusiów (i mam!).

Karbonowa rama, mimo deklarowanej „soft-tailowej” charakterystyki tylnego trójkąta, pozostaje wyczuwalnie sztywna. Pod mocnym depnięciem błyskawicznie przyspiesza i nie rozmywa energii, co czuć szczególnie na krótkich sprintach. Jeśli jednak ktoś spodziewa się kanapowego komfortu znanego z bardziej turystycznych konstrukcji, może być zaskoczony. Widelec TwinTip w połączeniu z masywnym mostkiem i aluminiową kierownicą i przekazuje na dłonie praktycznie wszystko, co dzieje się pod kołami – od drobnego szutru po większe nierówności. To cały czas gravel, który przekazuje sporo informacji z nawierzchni. Tak jak lubimy. Po to wybiera się takie rowery, aby czuć drogę!

Napęd SRAM Rival XPLR AXS działa bezbłędnie – zmiana biegów jest szybka, przewidywalna i cicha. Kaseta 10–44T w połączeniu z przednią tarczą 42T sprawdza się w zdecydowanej większości sytuacji – zarówno podczas dynamicznych przelotów po asfalcie, jak i na krótkich stromych podjazdach szutrowych. Jeśli jednak planujesz regularnie mierzyć się z alpejskimi serpentynami czy wielogodzinnymi podjazdami z obciążeniem, warto rozważyć mniejszą zębatkę z przodu, by zyskać kilka cennych przełożeń.

Na suchym i twardym podłożu RUUT prowadzi się pewnie, wręcz zachęcając do jazdy na granicy przyczepności. Opony Schwalbe G-One R EVO oferują bardzo niski opór toczenia na asfalcie i szybkim szutrze, dzięki czemu rower zaskakująco dobrze przyspiesza. Jednak w błocie i luźnym żwirze przyczepność tych opon staje się mocno ograniczona – tu trzeba liczyć się z koniecznością wymiany ogumienia, jeśli planujesz regularną jazdę w cięższych warunkach.

Dla kogo ten rower?

RUUT CF1 G2 to rower, który od pierwszych minut daje poczucie, że masz pod sobą wyjątkowo żywiołową i fantastycznie reagującą maszynę. Jest wyczuwalnie reaktywny – każdy ruch korbą przekłada się na natychmiastowe przyspieszenie (i nawet przyciężkawe, aluminiowe koła tego nie zmieniają), a króciutki tył wręcz zachęca do zabawy na szutrze i szybkiego zmieniania toru jazdy. To sprzęt, który potrafi dostarczyć masę frajdy, szczególnie kiedy chcesz po prostu cisnąć i dobrze się bawić!

Jeśli szukasz roweru o rasowym, wyścigowym charakterze, ustawienie widelca w górnej pozycji faktycznie zmienia dynamikę jazdy – szybciej reaguje na każdy impuls kierownicą i przypomina zwinnego przełajowca gotowego do ataku. Dla większości użytkowników jednak codzienna jazda w takim trybie może być nieco męcząca, dlatego na co dzień lepszym wyborem okazuje się pozycja LO. Wtedy RUUT uspokaja się, nabiera odrobiny wyrozumiałości i staje się kompanem dobrej przygody, który chętnie wybaczy błędy i pozwoli jechać długo w równym, przyjemnym tempie.

Największym osiągnięciem konstruktorów RUUT CF1 G2 jest to, że udało im się połączyć wyjątkową, rozpoznawalną formę z realną użytecznością.

W jednym rowerze zmieścili w zasadzie dwa – agresywnego, sportowego gravela o niemal wyścigowym temperamencie i bardziej zrelaksowanego towarzysza przygód, którego charakter zmienia się dosłownie w kilka minut dzięki regulacji widelca. Ta wszechstronność bije na głowę większość konkurencyjnych konstrukcji, które zwykle zmierzają w jednym, jasno określonym kierunku.

Mimo że geometria i projekt ramy od początku były nastawione na sport i wysoką efektywność, RUUT nie jest kanapowcem – ale też nie próbuje nikogo zamęczyć sztywnością za wszelką cenę. To wciąż rower wygodny, przewidywalny i dający poczucie kontroli, a jednocześnie potrafiący dostarczyć masy frajdy z szybkiej jazdy po szutrze. I właśnie w tej równowadze między komfortem a emocjami tkwi jego największa siła.

Lepsze wrogiem dobrego

RUUT CF1 G2 CURRY wyceniony jest w katalogu na 19 499 zł, czyli dokładnie w tym segmencie karbonowych graveli na elektronicznym napędzie, gdzie większość konkurentów próbuje być podobna do siebie i nikogo nie drażnić. Rondo robi coś odwrotnego – celuje prosto w emocje i nie boi się wyrazistości. Bo w tej klasie cenowej nie kupujesz już tylko parametrów z tabeli i katalogowych gramów – wybierasz rower, który ma charakter i potrafi zostawić ślad w głowie po pierwszej jeździe. A tego RUUT-owi odmówić się nie da.

RUUT waży 9,5 kg, a gotowy do jazdy zbliża się niebezpiecznie do okolic 10, co plasuje go raczej w okolicach gravelowej nadwagi, ale jednocześnie zostawia spory potencjał na dalsze modyfikacje. Nie ma co ukrywać, że konstrukcyjne ekstrawagancje, poza wyjątkowym wyglądem… widać również na wadze. Gdzie można coś urwać?

Najbardziej oczywisty kierunek to karbonowe koła, które jeszcze wyraźniej podkreślą jego sportowe ambicje, oraz karbonowa kierownica, która skuteczniej niż fabryczny aluminiowy Spank Wing ograniczy drgania przenoszone na dłonie.

Rondo znowu stworzyło rower, który nie przypomina niczego innego na rynku – maszynę, która nie idzie na kompromisy w wyglądzie i w tym, jak jeździ. I może właśnie dlatego działa tak mocno na wyobraźnię. Bo RUUT CF1 G2 to po prostu świetnie jeżdżący gravel, którego sylwetkę albo pokochasz od pierwszego wejrzenia, albo nigdy nie dasz mu szansy.


Tekst: Michał Góźdź
Zdjęcia: Michał „Makyo” Szulhan, Michał Góźdź