Skip to main content

ABUS do dylematów, „co na głowie” dołożył swoją cegiełkę, wprowadzając w tym sezonie dwa modele kasków, które celują w zupełnie różne światy. Z jednej strony mamy AirBreakera 2.0 – następcę znanego już kasku szosowego z ambicją, by być jeszcze lżejszym, bardziej aero i lepiej wentylowanym. Z drugiej debiutuje Taipan – nowy kask gravelowy, który ma być czymś pomiędzy szosą a trailem: lżejszy niż typowy kask MTB, bardziej zabudowany niż klasyczna „szosa”.

Oba modele testowałam przez kilka (Taipan) i kilkanaście tygodni (AirBraker) w różnorodnych warunkach: od upalnych podjazdów we Włoszech, przez szybkie i kręte zjazdy, miejskie odcinki, po szutrowe szlaki gravelowego ścigania. Poniżej – rzeczowa analiza: co działa, co zaskakuje, a co może jeszcze wymaga dopracowania.

Na pierwszy rzut oka AirBreaker 2.0 nie udaje rewolucji. Sylwetka jest rozpoznawalna, a linia nawiązuje do poprzednika, który dobrze łączył design, wentylację i aerodynamikę. Różnice widać dopiero, gdy przyjrzymy się uważniej. Najbardziej rzucają się w oczy dwa nowe otwory wentylacyjne nad linią brwi – element, który w praktyce robi dużą różnicę. Do tego dochodzi nowy układ tuneli powietrznych i łącznie 28 otworów wentylacyjnych, co pokazuje, że ABUS nie próbował tylko „odświeżyć” kasku, ale realnie poprawić to, co i tak działało dobrze.

Za projektem stał zespół, który współpracował z zawodowcami Movistar Team. To ważne o tyle, że ich feedback nie kończy się na „jest spoko” – oni naprawdę potrafią wyczuć, gdzie kask zaczyna przeszkadzać po kilku godzinach jazdy. W AirBreakerze 2.0 widać, że szukano balansu: zachować przewiewność i stabilność, ale dołożyć nieco lepszą aerodynamikę i obniżyć wagę.

Wentylacja

Dwa nowe wloty nad brwiami to nie tylko detal wizualny. Podczas dłuższych podjazdów w temperaturach przekraczających 30°C powietrze wpadało dokładnie tam, gdzie zwykle zaczyna się problem: w okolice czoła. Zamiast klasycznego scenariusza „pot w oczach i ręka co kilka minut idąca do czoła”, tu powietrze robiło dobrą robotę. Następnie przepływało przez całą głowę, a przy zjeździe zamieniało się w przyjemny, chłodzący strumień.

Co ważne, wentylacja nie działa wyłącznie przy dużej prędkości. Kask radził sobie zarówno przy mozolnym wspinaniu się pod górę, jak i przy szybkich zjazdach. Wewnętrzna wyściółka wysychała zaskakująco szybko, co docenia się w momencie, gdy po jednym długim podjeździe czeka nas kolejny, a nie przerwa na kawę. Warto dodać jedną praktyczną uwagę: osoby z mniejszą ilością włosów mogą chcieć dorzucić cienką czapeczkę pod kask, bo na szybkich zjazdach przewiew jest naprawdę konkretny.

Aerodynamika bez dramatu

W kasku wyścigowym łatwo przesadzić: ścigancka sylwetka, wąski profil, a potem okazuje się, że przy bocznym wietrze głowa żyje własnym życiem. AirBreaker 2.0 wyraźnie czerpie z doświadczeń z modelu GameChanger, ale nie ma jego radykalnego charakteru. Sylwetka kasku jest bardziej agresywna niż u poprzednika, ale jednocześnie wizualnie lekka.

Na szybkich zjazdach w górach nie było mowy o „szarpaniu” głową czy buczeniu powietrza wokół skorupy. Kask zachowywał się spokojnie, przewidywalnie, a to wrażenie „ciszy” mocno wpływa na komfort. Gdy jedziesz szybko, brak denerwującego szumu czy drgań daje poczucie, że możesz skupić się na tym, co przed tobą, a nie na tym, co masz na głowie.

Flow Straps Pro – albo wchodzisz… albo nie

Nowe paski Flow Straps™ Pro są cienkie, gładkie i bardzo „czyste” w formie. Nie znajdziemy tu klasycznej regulacji, co dla części osób może być od razu minusem. W praktyce, jeśli ich fabryczne ustawienie pasuje do kształtu twojej głowy, szybko przestajesz o nich myśleć. Podczas wielogodzinnych jazd nie obcierały, nie odstawały, nie łapały wiatru.

Po stronie minusów warto uczciwie zaznaczyć, że brak regulacji jest problematyczny u części użytkowników, zwłaszcza przy mniejszym obwodzie głowy lub nietypowej anatomii. To rozwiązanie z gatunku „u mnie działa” – w moim przypadku dokładnie tak było, ale nie każdemu da się je po prostu dopasować.

Komfort i waga

AirBreaker 2.0 należy do tej kategorii kasków, które po założeniu po prostu znikają z głowy – 205 gramów! Dzięki konstrukcji Injected Carbon Grid kask jest niesamowicie lekki, ale nie sprawia wrażenia delikatnego. Po kilku, a nawet kilkunastu godzinach w siodle nie pojawiał się żaden punkt ucisku, który przypominałby, że coś tu jednak dociska bardziej, niż powinno. Zdarzało się, że w przerwie na kawę łapałam się na tym, że nadal mam kask na głowie, bo po prostu nie było powodu, by chciało się go ściągnąć.

Regulacja z tyłu działa płynnie i bez luzów, a zakres dopasowania jest na tyle szeroki, że spokojnie zmieści również cienką czapeczkę pod spodem. Na plus trzeba też zapisać wycięcie z tyłu, które pozwala wygodnie puścić warkocz lub kucyk. To detal, który dla wielu osób może być jednym z ważniejszych argumentów „za”.

Eyewear Port – mały detal, duża ulga

Uchwyt na okulary to z pozoru prosta sprawa, ale każdy, kto choć raz widział memiczny filmik z okularami wypadającymi z kasku zawodowego kolarza, wie, że życie potrafi pisać dziwne scenariusze. W AirBreakerze 2.0 Eyewear Port działa dobrze i przewidywalnie. Okulary umieszczone w dedykowanych otworach po prostu tam zostają – na podjazdach, podczas postoju, przy zmianach tempa.

Nie wszystkie modele okularów wpasują się tu idealnie. Węższe oprawki, jak Alba Optics, wymagają trochę kombinowania i często lądują w innych otworach wentylacyjnych niż domyślne. Ale sam mechanizm trzymania działa poprawnie i jest to jedna z funkcji, które po kilku jazdach zaczyna się traktować jak coś oczywistego.

Segment gravelowy rozlał się już dawno poza „trend” i stał się pełnoprawnym stylem jazdy. To trochę bunt wobec asfaltowej rutyny, trochę potrzeba wolności, a trochę chęć zobaczenia, co będzie, jeśli skręcimy w drogę, której nie ma na mapie. Wraz z tym pojawiła się moda na dopisywanie do wszystkiego słowa „gravel” – często bez realnego pokrycia w konstrukcji.

Tu wchodzi ABUS Taipan. Na papierze to nowy kask gravelowy. W praktyce – model, który ma poradzić sobie zarówno na szosie, jak i na szutrze, w mieście i w lesie. Nie jest nastawiony na bicie rekordów prędkości, tylko na szeroką użyteczność. Lżejszy niż typowy model trailowy, bardziej zabudowany niż szosowy – dokładnie takie połączenie przydaje się, gdy raz jedziesz po asfalcie, a raz po ujebach.

Ficzery

Taipan nie udaje szosowego pocisku. Widać, że projektowano go z myślą o tym, by dobrze znosił różne scenariusze dnia: dojazd do pracy, popołudniowy gravel, wieczorny powrót przez miasto. Eyewear Port działa tu bardzo pewnie. Testy na wyboistych, kamienistych drogach, w gęstym lesie i na szutrowych podjazdach pokazały, że okulary raz wsadzone na miejsce po prostu w nim zostają. Nie było potrzeby „nerwowego sprawdzania”, czy nadal są tam, gdzie powinny, i czy przypadkiem nie trzeba zawracać i szukać ich w krzakach.

Drugim mocnym detalem jest port na tylne światełko. W wersji Taipan LED lampka wchodzi już w zestaw. Magnetyczny montaż, ładowanie przez USB-C, kilka trybów pracy – od najmocniejszego „Power” po bardziej oszczędny, pulsujący „Flash”. W praktyce oznacza to tyle, że można zapomnieć o osobnej tylnej lampce, a i tak być dobrze widocznym. Przy dłuższych jazdach po zmroku czy powrotach wieczorem z lasu to konkretna wartość, a nie tylko „fajny bajer”.

Taipan w terenie

Tam, gdzie AirBreaker 2.0 pokazuje swój najlepszy profil na zjazdach i podjazdach w górach, Taipan rozkręca się na szutrach, leśnych ścieżkach i miejskich przejazdach. W rozmiarze S waży 255 g, czyli więcej niż AirBreaker, ale na głowie nie czuć, by był „toporny”. Jest stabilny, dobrze wyważony i po prostu wygodny. Po kilku minutach jazdy przestajesz o nim myśleć, a to w kasku terenowym jest równie ważne, jak w szosowym.

Wentylacja w Taipanie nie jest tak radykalna jak w AirBreakerze, ale dzięki temu lepiej sprawdza się w chłodniejsze dni. Przy temperaturach około 10°C zapewnia dokładnie tyle przewiewu, ile trzeba – głowa się nie gotuje, ale też nie marznie przy szybszym tempie. W cieplejszych warunkach przepływ powietrza jest wyczuwalny, ale bardziej subtelny, co czyni go dobrym towarzyszem na dłuższe jesienne i zimowe trasy. Prawdziwy test upałów wciąż przede mną, ale już teraz widać, że Taipan nie idzie w skrajności.

Jak Taipan „siedzi” w codziennym użytkowaniu

Design Taipana nie krzyczy „ścigam się”. Kształty są spokojniejsze, mniej agresywne, i dzięki temu łatwo dopasować go do różnych rowerów – szosy, gravela, a nawet do miejskiego daily. To kask, który nie dominuje całego zestawu wizualnie, tylko się w niego wpisuje.

W środku mamy więcej miejsca niż w AirBreakerze, a 5-milimetrowa wyściółka wyraźnie odróżnia go od bardziej minimalistycznych modeli. Dla osób przyzwyczajonych do bardzo cienkich pianek może to na początku wydawać się „za dużo”, ale w dłuższej perspektywie przekłada się na miękkie, przyjemne dopasowanie. Dla mnie to była zmiana, do której musiałam się przyzwyczaić, ale trudno odmówić tej konstrukcji logiki: ma być komfortowo i nieinwazyjnie, zwłaszcza podczas dłuższych gravelowych włóczęg.

System Zoom Spin pozwala szybko i precyzyjnie dopasować kask do głowy, a wyściółkę można łatwo wyjąć i wyprać. To proste, ale bardzo praktyczne rozwiązanie, szczególnie gdy kask codziennie ma kontakt z potem, kurzem i błotem. Paski Flow Straps w Taipanie zachowują filozofię znaną z innych modeli ABUS-a – są aerodynamiczne i pozbawione klasycznej regulacji. To podejście konsekwentne i znane już użytkownikom marki.

Który wybrać?

AirBreaker 2.0, po kilku tygodniach użytkowania, okazał się kaskiem typu „załóż i zapomnij”. To aktualnie mój pierwszy wybór, jeśli w planie jest intensywny trening, start w wyścigu, szybkie tempo albo długie podjazdy w cieple. Jest ultralekki, świetnie wentylowany i stabilny przy dużych prędkościach. Najmocniej imponuje tym, jak łączy aerodynamikę z wentylacją – zwykle są to dwa parametry, które trzeba jakoś pogodzić kompromisem. Tu tego kompromisu prawie nie czuć.

To kask dla osób, które mocno stawiają na tempo: kolarzy szosowych, gravelowych ścigantów, ambitnych amatorów, którzy spędzają wiele godzin na siodełku i nie chcą, żeby cokolwiek ich rozpraszało. Jeśli twoim żywiołem są długie trasy, intensywne treningi i ściganie, a przy tym nie chcesz rezygnować z komfortu – AirBreaker 2.0 spełni te wymagania.

Taipan to inna historia. Nie próbuje być najszybszy, najbardziej aero ani najlżejszy. Jego siłą jest uniwersalność. To kask, który po prostu chce się zakładać codziennie: na szutrową pętlę po pracy, na dojazd do miasta, na jesienny wypad do lasu czy spokojną jazdę po mieście. Oferuje wysoki komfort, dobrą wentylację, praktyczne dodatki w postaci zintegrowanego światła i solidnego uchwytu na okulary. Ma nowoczesny, ale powściągliwy design, który pasuje do różnych stylów jazdy.

Dla gravelowców, którzy nie ścigają się o sekundy, ale cenią jakość, bezpieczeństwo i wygodę, Taipan będzie naturalnym wyborem. Zwłaszcza jeśli szukasz jednego kasku „do wszystkiego” – od codziennej jazdy, przez weekendowe tripy, po okazjonalne wypady w las.

Jeśli nie masz czasu na analizę każdego akapitu, poniżej masz wersję „dla niecierpliwych” – szybka ściągawka z najważniejszymi różnicami między AirBreakerem 2.0 a Taipanem:

ABUS AirBreaker 2.0ABUS Taipan
Waga205 g255 g
WentylacjaDoskonałaDobra
KomfortLekki i dopasowanyMiękki, wygodny
Dla kogo?Ściganci, szosowcyGravelovcy i mieszczuchy
StylAgresywny, sportowyUniwersalny, minimalistyczny
Cenaok 1300 złok 900 zł

Tekst: Malwina Łączyńska
Zdjęcia: Malwina Łączyńska, Jerzy Mazurkiewicz