/

Beskidzki Zbój – słonina, cebula i samogon

2 minut czytania

Beskid Żywiecki to dno jeśli chodzi o jazdę na rowerze. Pogodziliśmy się z tym faktem i chyba już tylko prawdziwi desperaci walczą z rzeczywistością. Większość atrakcyjnych za młodu szlaków dawno spłynęła błotem, zaraz po tym jak przeciągnięto po nich kilkaset ton drewna. Góralskie interesy kładą kopane ścieżki, popychając w zapomnienie niegdyś modelowe inwestycje. Nawet najtrajdy z Babiej nikogo już nie ekscytują. Relikt przeszłości.

Pierwsza z pomysłem, aby objechać w ramach social ride jakąś część trasy Beskidzki Zbój wyszła Mamba. Socjalne ustawki jesieni 2021 wychodziły bardzo dobrze. Dużo ludzi, zachowawcze tempo, ilość kilometrów odwrotnie proporcjonalna do ilości zdjęć. Świetna zabawa. Patrzę na trasę, 117km, prawie 4000 metrów podjazdów. Lubię chłopaków z Koło Ultra, a trasa Poland Gravel Race, to jedno z lepszych rzeczy jakie można jechać w PL, ale gravel w Beskidzie Żywieckim. Będzie trudno. W formule gravelowego wyścigu – misja samobójcza.

Zawłaszczyliśmy tą trasę i pomysł, aby w wąskim – 3 osobowym zespole przejechać to od świtu do nocy w całości.


Obrazkiem najbardziej oddającym charakter tej wycieczki jest ten, kiedy po karkołomnym zjeździe po płytach z Kubieszówki, zasiedliśmy pod “Sklepem numer 8” Gminnej Spółdzielni GS Rajcza w Ujsołach. Szyld nad wejściem głosił, że jest to “Sam Spożywczy”. Było po piętnastej, została jakaś godzina dnia, a my zajadaliśmy sklepowe maszkiety wygrzewając się w słońcu. Poznaliśmy już wsiowego moczymordę nawołującego do jakiegoś czynu, ale w stanie w jakim był trudno było zrozumieć o jaki akt przemocy dokładnie chodzi. Poznaliśmy też wsiowego burka. Jego kosmata postać mieściła chyba wszystkie nieszczęścia psiego żywota. Zapamiętale wylizywał porwaną puszkę szprotek w oleju, którymi przed chwilą Makitek solidnie namaścił łańcuch. Celebrowaliśmy moment, nie chcąc wezwaniem do odjazdu niczego zepsuć w tej naiwnej chwili.

Jaki jest Beskidzki Zbój na gravelu? To właśnie taki żywiecki zbój. Nie ma nic z romantycznego Janosika. To zbój śmierdzący słoniną, cebulą i samogonem. Taki, co nie przepuści żadnej babie, chłopu, a jak się rozochoci, to i owce i barany nie mogą czuć się bezpiecznie. Taki zbój chuj. Na mecie byliśmy zgodni, że to była doskonała trasa na listopadowy, krótki i mroźny dzień. Wspaniała przygoda. Mówię wam. Zobaczcie sami, na zdjęcia.

UWAGA: Przejechaliśmy tą gravelową rundę w oparciu o tracka pobranego ze strony organizatorów na 9 miesięcy przed imprezą. Jakiekolwiek wnioskowanie na tej podstawie o tym jak będzie wyścig, jest błędne.

Redaktor naczelny Magazynu ETNH.

Brzmi poważnie! Od 20 lat inspiruje do podróżowania po górach. Inicjator polskiej sceny enduro, obecnie pasjonat graveli, wyścigów ultra i bikepackingu. Stale trzymający rękę na pulsie aktualnych trendów.

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Poprzednia hstoria

Don’t mess with Texas!

Następna historia

Wataha Ultra Race – relacja wideo + wywiady z zawodnikami

Ostatnie autora

0
Would love your thoughts, please comment.x