/

Broumovské stěny – nudy nie ma!

5 minut czytania

Zasada numer 1: Nie jeździmy na rowerze po grzybach!

Broumovské stěny, to taki czeski odpowiednik naszych Gór Stołowych. Sam grzbiet górski wznosi się w północno-wschodnich Czechach, na Wyżynie Broumowskiej między miejscowościami Police nad Metují i ​​Broumovem. Graniczy zresztą z Górami Stołowymi i przy dłuższym dniu (i wyższych temperaturach), można śmiało dusić wycieczki łącząc oba te wyjątkowe miejsca. Sam zalesiony grzbiet, nie jest może przesadnie duży – to około 12 kilometrów od Honskiego špáka (652 m n.p.m.) do siodła granicznego pod Hejšoviną, ale to otulina tego pasma, stanowi cel gravelowych wycieczki. Obszar jest wyjątkowy, bo utworzony jest z piaskowcowych skał, głębokich wąwozów, przesmyków, punktów widokowych i bogatych lasów.

Wyjątkowym miejscem o którym muszę wspomnieć są Slavenské hřiby, które można zobaczyć w lesie nad miejscowością Slavný. Przez nierównomierną erozję skalną, skały otrzymały formę grzybów skalnych. Można je oglądać, ale nie można po nich jeździć. To zupełnie nierowerowe grzyby.

W 1956 roku ten piaskowcowy relief o powierzchni 638 ha został uznany za Narodowy Rezerwat Przyrody. Więc mamy kumulację. Grzyby, po których nie da się jeździć i park narodowy. Nie brzmi to rowerowo, ale spokojnie!

Broumov.

Na miejscem startu wybieramy Broumov, który sam w sobie może być celem odwiedzin w Czechach. Historia miasta sięga XII wieku, ale złoty okres miasta, to XIV wiek. Wtedy Broumov należał do najważniejszych ośrodków gospodarczych i kulturalnych w północnych Czechach. Barokowe obiekty klasztorne, kościoły i rezydencje, zachowały się całkiem nieźle do dziś. Najbardziej okazałym zabytkiem miasta jest benedyktyński klasztor – uznany za czeski zabytek narodowy. Robi wrażenie i nawet jeśli, ktoś jest mało czuły na takie atrakcje, to benedyktyńskie klasztory zawsze zwiastują zacne napitki – sprawdzone!

Ogromną zaletą Brumowa jest również fakt, że po wypakowaniu z samochodu rowerów i ubraniu na siebie wszystkich primaloftów i puchowych kurtek, poi kilku minutach, można być już poza miastem, sunąc wsiowymi asfaltami w kierunku zamglonych na horyzoncie gór.

Z miłości do piwa i świętego spokoju.

Budując napięcie we wstępie, celowo wspomniałem o niejezdnych grzybach i parku narodowym, sugerując, że Broumovské stěny, to nie jest rowerowa miejscówka… ale uspokajam. Czesi, poza piwem i świętym spokojem, umiłowali sobie ogromnie spędzanie czasu na łonie natury i sport, więc cała okolica pokryta jest gęstą siecią szlaków rowerowych (i pieszych, i takich do narciarstwa biegowego też). Rundy planuje się tutaj prosto i bez obaw o tarapaty. Korzystając z Komoota, lub mapy.cz, z łatwością będziecie w stanie ułożyć trasę, dopasowaną do oczekiwanego dystansu, kondycji czy terenu po jakim chcecie się poruszać.

My z uwagi na krótki, listopadowy dzień, panującą temperaturę (między 4-6 stopni), zdecydowaliśmy się na krótką, ale treściwą rundę wg poniższego planu:

Backcountry po czesku!

Nie wiem, jaką część czeskiego PKD stanowi rolnictwo, ale podczas jazdy, kiedy tylko na chwilę wypadamy z gór, co rusz trafiamy na ogromne gospodarstwa i całkiem małe zagrody. Krowy. Wszędzie krowy. W zasnutych mgłą górach, polany pokryte są zmierzwionymi, brązowo-białymi łatami, a dźwięki dzwonków dobiegają z każdej strony. Uśpione na polach, potężne maszyny, czekają na właściwy moment roku, aby rozpocząć pracę, choć nie bardzo wiemy, do czego one nawet służą. Wyglądają trochę jak połącznie transformersów, z wielkimi spryskiwaczami.

Krowy są wszędzie, nie ma za to ludzi. Mijane wsie, przeszły w stan wegetacji, czekając na zimę. Wyruszając w te okolice, musicie przygotować prowiant na całą wycieczkę, lub z rozwagą zaplanować przystanki. Jedyna miejscowość ze sklepem i hospudką, na tej trasie to Otovice.

Nudy nie ma.

Narodowy rezerwat przyrody Broumovské stěny, w otulinie którego przez większą cześć się poruszamy, to ogromna różnorodność dróg, lasów, formacji skalnych. Tutaj nie można się nudzić. Sama wycieczka, choć stosunkowo krótka, daje nam zasmakować wybornych czeskich szutrów, z jakimi jesteśmy już oswojeni (po to tam w końcu jeździmy), trudniejszych, technicznych odcinków między skałami, czy miękkich, wyściełanych mchem singli w lesie (akurat po tych musicie lecieć śmiało, bo śliskie korzenie ukryte pod mchem, czekają tylko na moment zawahania).

Bez obaw jednak, nie spotkają was tu nigdy tarapaty (jeśli tylko rozsądnie planujecie trasę, poruszając się po szlakach rowerowych) – to w 100% gravelowo jezdna, przyjazna rowerzystom z barankiem okolica. Poruszanie się pod niedostępnymi, skalnymi ścianami, po idealnie gładkich szutrach, przywodzi na myśl trochę Dolomity. Piękne drogi w otoczeniu spektakularnych kamieni.

Łyżka dziegciu z helikoptera.

Kombinujemy na różne sposoby, aby oddać skalę tej układanki. Stos drewna, na oko, jest wysokości 3 piętrowego budynku i ciągnie się na dobrych kilkadziesiąt metrów. Jest ogromny. Próbujemy robić zdjęcie, ale stały, 50 milimetrowy obiektyw aparatu, obejmuje ledwo połowę wysokości tej konstrukcji. Trzeba przyznać, że Czesi tutaj nie stosują półśrodków. Żadne tam małe traktorki, czy układanie stosików. Żadne też helikopterki. Mi8, potrafi latać z 4 tonami drewna podczepionymi do kadłuba, sam ważąc 7 ton. Mają rozmach, nie ma co! Kminimy, oddalając się z tego miejsca, czy „zwózka” drewna za pomocą helikoptera, to dalej nazywa się „zwózka”, czy jakoś inaczej…

Jest jesień… musi być zimno!

Jazda w okresie późnej jesieni, to nadal doskonały okres do sięgnięcia po mapę i pojechania dalej. Odwiedzenia mniej oczywistych miejsc, na które w sezonie nie ma czasu. Eksploracji małych gór, które w sezonie przegrywają z poważną przygodą. Broumovské stěny i okolice, na takie akcje nadają się wyśmienicie. Nie toną w błocie (spokojnie da się objechać na Pirelli Cinturato H, a to opona zdecydowanie nie na błoto) i są zupełnie niewrażliwe na długie weekendy. Wystarczy zabrać lampki (bo dzień krótki), ubrać wszystkie puchówki, zaparzyć dobrej kawy do termosu i ruszać w góry. Jeśli tylko pogoda pozwoli i zima wytrzyma, to mocny punkt programu na zakończenie roku.

Pogranicze możliwości

Uważnie studiując mapę, pierwsze co przychodzi na myśl, że to prawdziwy gravelowy raj. Możliwość układania nieskończonej kombinacji wariantów w gęstej sieci znaczonych szlaków rowerowych, oraz przyciągające wzrok, wijące się szutrowe stołówki. Na pierwszy rzut oka do nikąd, często okazują się drogą, która otwiera zupełnie nowe możliwość eksploracji. Opcja przeskakiwania na sąsiednie pasma – czy po czeskiej, czy po polskiej stronie, czyni ten region wyjątkowym, dla gravelowej jazdy. Bliskość Gór Sowich (w które ruszyliśmy dnia następnego), Sudetów Wałbrzyskich, czy bezpośrednio sąsiadujących z Broumovskimi stěnami, Gór Stołowych (Pasterka na wyciągnięcie ręki), to pretekst, aby na wiosnę ułożyć ambitną, 3 dniową rundę. Prawdziwy bikepacking, spanie w hamakach i kraciaste koszule!

Teraz idziemy grzać się przy piecu i suszyć buty.

Redaktor naczelny Magazynu ETNH.

Brzmi poważnie! Od 20 lat inspiruje do podróżowania po górach. Inicjator polskiej sceny enduro, obecnie pasjonat graveli, wyścigów ultra i bikepackingu. Stale trzymający rękę na pulsie aktualnych trendów.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Poprzednia hstoria

Góry Kamienne i Rudawy Janowickie – bikepacking na koniec sezonu!

Następna historia

The Rift Iceland 2022

Ostatnie autora

0
Would love your thoughts, please comment.x