Rene Herse to marka, którą trudno porównać z jakimkolwiek innym producentem na współczesnym rynku. Jej historia sięga lat 40. XX wieku i nazwiska René Herse’a – francuskiego konstruktora, twórcy lekkich, dopracowanych w każdym detalu rowerów randonneurskich, przeznaczonych do długodystansowej jazdy po nierównych, alpejskich drogach.
Dziś Rene Herse to spadkobierca tamtej rzemieślniczej filozofii, odrodzony dzięki Janowi Heine’owi – historykowi techniki, testerowi i założycielowi magazynu Bicycle Quarterly. Współczesne opony marki produkowane są w Japonii, w niewielkich seriach, przez fabrykę Panaracera, z którą Heine współpracuje od lat. Każdy model nosi nazwę górskiej przełęczy lub odcinka drogi w Ameryce Północnej – miejsc, które Heine przemierzał podczas licznych wypraw i testów.
Zamiast rozbudowanego marketingowego przekazu, Rene Herse opiera się na jednym, jasno określonym założeniu: opona powinna być lekka, elastyczna i szybka – nie dzięki sztywności, lecz dzięki minimalizacji strat energii powodowanych mikrowibracjami.
Wokół tej idei Heine zbudował niemal kult. W świecie zdominowanym przez wykresy, waty i procenty, on mówi o czymś niemierzalnym – o supple feel, charakterystycznej miękkości i elastyczności, które sprawiają, że opona nie walczy z nawierzchnią, ale współpracuje z nią.
Rene Herse nie konkuruje z dużymi producentami. To marka niszowa, ale konsekwentna – wybierana przez ultramaratończyków, bikepackerów i świadomych kolarzy, którzy wiedzą, że supple nie oznacza miękkości w potocznym sensie, lecz precyzyjne dopasowanie do terenu i naturalną płynność jazdy.
Rene Herse w Polsce – wreszcie bez paczki z Holandii
Do niedawna opony Rene Herse można było kupić jedynie w zagranicznych sklepach — głównie w Niemczech i Holandii, które tradycyjnie są bezpieczną przystanią dla wszystkich rowerowych dziwaków i estetów. Zamawianie ich do Polski oznaczało ekscytację, niepewną dostępność i sporo cierpliwości.
Wiosną, podczas targów Bike Expo, poznaliśmy ekipę cech.bike, która właśnie wtedy ogłosiła, że zostaje dystrybutorem Rene Herse w Polsce. Trzeba przyznać — w naszej redakcji trudno było się oprzeć pokusie. Cech.bike dostarczył nam cztery modele z aktualnej oferty, a my z przyjemnością wciągnęliśmy się w ten romans.
Na redakcyjny stół (czy raczej koła) trafiły:
- Rene Herse 700×44 Manastash Ridge TC – opona o umiarkowanie agresywnym bieżniku, stworzona do jazdy po suchym, ale sypkim szutrze.


- Rene Herse 700×44 Snoqualmie Pass TC – niemal slick, dedykowany szybkim trasom i asfalto-szutrowym miksem.


- Rene Herse 700×42 Hurricane Ridge TC – model z wyraźnym bieżnikiem, przeznaczony do bardziej technicznych odcinków i górskich wypraw.


- oraz Rene Herse 700×42 Corkscrew Climb TC, czyli semi-slick który finalnie wybraliśmy do pełnego testu.


Bezpośrednie porównanie bieżników modeli Rene Herse (wszystkie w rozmiarze 700x44c): Snoqualmie Pass, Hurricane Ridge, Manastash Ridge.
Corkscrew Climb – pół-slick z ambicjami
Corkscrew Climb to jeden z najnowszych modeli w ofercie Rene Herse i zarazem pierwszy, który można określić mianem pół-slicka. Powstał z myślą o gravelowych trasach, gdzie szybki, twardy odcinek asfaltu potrafi po chwili zamienić się w luźny żwir lub kamienisty podjazd. Nazwa nie jest przypadkowa – nawiązuje do słynnego Corkscrew Gulch w Kolorado, odcinka znanego z wyścigu SBT GRVL, gdzie nawierzchnia zmienia się częściej niż tempo kadencji.
Opona ma rozmiar 700×44 mm (występuje tylko w takim rozmiarze) i charakterystyczny układ bieżnika: gładki, niemal slickowy środek otoczony rzędami dużych, prostokątnych klocków bocznych. Ten układ sprawia, że Corkscrew Climb toczy się bardzo lekko po asfalcie i twardym szutrze, zachowując przy tym trakcję na luźniejszej nawierzchni. Profil jest wyraźnie zaokrąglony, dzięki czemu przejście z centralnej strefy w boczną odbywa się płynnie i przewidywalnie – bez efektu „zaskoczenia” przy głębszym pochyleniu w zakręcie.
Jak wszystkie opony Rene Herse, także Corkscrew produkowany jest w Japonii przez Panaracera i dostępny w kilku wariantach karkasu: Standard, Extralight, Endurance oraz Endurance Plus. Różnią się one masą i poziomem ochrony, ale we wszystkich kluczowy pozostaje ten sam elastyczny, ręcznie tkany karkas – cecha, która definiuje charakter marki. Wersja testowana Extralight waży około 480 g, a mimo niskiej masy zachowuje pełną kompatybilność z systemem tubeless.
Dla dociekliwych, zestawienie dostępnych wariantów Rene Herse Corkscrew Climb TC w tabeli poniżej:

Tubelessowanie extralight
Do testów wybraliśmy kontrowersyjną wersję Extralight – najlżejszą i najbardziej elastyczną w ofercie Rene Herse. W środowisku gravelowym ten wariant ma opinię kapryśnego: koledzy, którzy zajeździli niejednego Rene Herse’a, kiwali głowami bez przekonania, zwracając uwagę, że cienki karkas potrafi przepuszczać mleko i sprawiać problemy z uszczelnieniem, szczególnie przy pierwszym montażu.
W naszym przypadku obyło się bez większych komplikacji. Z mlekiem Stan’s NoTubes opona uszczelniła się poprawnie i trzymała ciśnienie bez widocznych wycieków. Montaż był prosty – miękki karkas łatwo układa się na obręczy i nie wymaga siłowania się przy zakładaniu. Jednocześnie jego elastyczność oznacza, że domowe pompowanie pompką nie wystarczy – potrzebny jest mocny strzał powietrza z kompresora lub butli.
Po kilku dniach jazdy i dopompowaniu mleko rozprowadziło się równomiernie, a całość trzymała ciśnienie stabilnie. Nie zauważyliśmy też żadnych typowych dla lekkich karkasów przesiąków ani mikro wycieków.
Opony zostały założone na obręcze Evanlite Champion Gravel o szerokości wewnętrznej 25 mm i trzymają rozmiar zgodnie ze specyfikacją producenta – po pomiarze mają dokładnie 44 mm szerokości.




Wrażenia z jazdy – terenowa dusza z miękkim charakterem
Corkscrew Climb na pierwszy rzut oka wpisuje się w schemat semi-slicka: gładki środek i wyraźne boczne klocki mają sugerować kompromis między prędkością a przyczepnością. W praktyce jednak to zupełnie inne podejście do tematu. Rene Herse nie zbudował szosowej opony w terenowym przebraniu – tylko terenową oponę, która potrafi zachowywać się poprawnie na asfalcie. I to czuć od pierwszych kilometrów.
Na asfalcie Corkscrew Climb toczy się lekko i przewidywalnie, choć nie tak szybko jak Hutchinson Caracal Race czy Schwalbe G-One RS. Środek bieżnika ma nieco głębszy profil, przez co nie daje wrażenia „pełnego slicka”. Z drugiej strony oferuje coś, czego tamte wyścigowe modele nie mają – wyjątkową miękkość toczenia. Karkas Extralight pracuje pod obciążeniem, tłumi mikronierówności i nadaje rowerowi płynności, jakiej trudno szukać w sztywniejszych konstrukcjach. To wrażenie „płynięcia po drodze” staje się wyraźniejsze wraz ze spadkiem ciśnienia – opona zachowuje przyczepność, a przy tym nie traci dynamiki.



Na twardym szutrze Corkscrew pokazuje, po co została stworzona. Gładki pas centralny pozwala utrzymać tempo, a boczne klocki dają realne wsparcie w zakrętach i na pochyłych odcinkach. Trakcja jest przewidywalna, przejście między środkową a boczną strefą bieżnika – płynne. Opona prowadzi się stabilnie i nie zaskakuje, nawet gdy powierzchnia staje się nierówna.
Na luźnym żwirze, kamieniach i w błotnistych sekcjach widać, że Corkscrew Climb nie boi się trudniejszych warunków. Boczne klocki zapewniają solidne oparcie, dzięki czemu opona trzyma kierunek także wtedy, gdy podłoże zaczyna „pływać”. W ekstremalnie trudnych warunkach – na stromych zjazdach, w mokrej glinie czy w koleinach – opona zachowuje się przewidywalnie. Nie jest to agresywny bieżnik terenowy, ale margines bezpieczeństwa, jaki daje, jest zaskakująco duży jak na pół-slicka.
To, co najbardziej wyróżnia Corkscrew Climb, to komfort i charakter pracy karkasu. Opona reaguje miękko, tłumi drobne uderzenia i drgania, a jednocześnie utrzymuje precyzję prowadzenia. Po dłuższej jeździe na mieszanych nawierzchniach wrażenie – efekt legendarnego „supple feel” tylko rośnie.

Minusy – czyli za co można Rene Herse’a nie pokochać
Opona ma ten charakterystyczny, trudny do opisania feeling, którego nie da się podrobić. To miękkość wynikająca z bardzo cienkiego karkasu i elastycznej mieszanki gumy – efekt, który daje niepowtarzalne wrażenie płynności, ale ma też swoje ograniczenia. Sam Rene Herse nigdy nie podaje wartości TPI dla swoich opon (co jest dość znamienne), ale wiadomo, że jest ono bardzo wysokie, co przekłada się na lekkość i elastyczność… oraz na mniejszą odporność mechaniczną.
Corkscrew Climb nie jest oponą wyścigową i nie aspiruje do miana najszybszego semi-slicka. Charakterystyczna miękkość sprawia, że opona najlepiej pracuje przy niskim ciśnieniu, a wtedy z kolei rosną opory toczenia. Fakty z testów BicycleRollingResistance.com tylko to potwierdzają – Corkscrew Climb toczy się zauważalnie ciężej niż choćby Tufo Thundero, którego można kupić trzy sztuki (sic!) w cenie jednego Rene Herse’a. Jeśli więc liczy się każda watogodzina, to nie jest ten kierunek.
Wersja Extralight, którą testowaliśmy, to również temat dyskusyjny. Cienka jak pergamin boczna ścianka nie daje dużego marginesu błędu. Zysk wagowy względem wariantu Standard to zaledwie 40 gramów, więc jeśli priorytetem jest niezawodność, trudno uzasadnić wybór tej wersji. Rozdarcie opony to zawsze kwestia przypadku, ale my swój egzemplarz roztargaliśmy już po kilku dniach jazdy po hałdzie. W codziennym gravelowym użytkowaniu nie jest to problem krytyczny, ale na wyprawy i długie wyjazdy rozsądniej będzie wybrać wariant Standard lub nawet Endurance – o kikadziesiąt gramów cięższy, ale dużo spokojniejszy dla głowy.
Jak wygląda typowa gravelowa runda na Śląsku? Wiecie – same kopalnie!



Podsumowanie – nie dla każdego, ale w pełni świadoma konstrukcja
Rene Herse Corkscrew Climb to produkt o bardzo wyraźnej tożsamości. To opona dla świadomego użytkownika, który chce coś innego i drogiego. Nie jest najszybszym semi-slickiem na rynku – ale nadrabia charakterystyką pracy karkasu i komfortem, który trudno znaleźć w oponach innych producentów.
Miękka mieszanka i cienki, ręcznie tkany karkas sprawiają, że opona doskonale dopasowuje się do nawierzchni, tłumi drobne nierówności i powoduje radość z długiej jazdy, którą ciężko wpasować w cyferki.
Wysoka cena – około 450 zł za sztukę – stawia Corkscrew Climb w segmencie niszowym. W tej kwocie można kupić dwie, a czasem trzy solidne opony konkurencji. Trudno więc mówić o „opłacalności” w prostym ujęciu. To raczej wybór dla tych, którzy chcą sprawdzić, jak może zachowywać się opona o zupełnie innej konstrukcji niż masowe produkty – bardziej delikatna, ale też bardziej dopracowana.
Rene Herse Corkscrew Climb to opona z magicznym „supple feel”, ale też z krwi i kości – nie idealna, nie dla wszystkich, ale bardzo prawdziwa.
Tekst: Michał Góźdź
Zdjęcia: Michał Góźdź, Michał „Makyo” Szulhan
Informacja o transparentności:
Opony Rene Herse zostały udostępnione redakcji ETNH do testów przez polskiego dystrybutora marki Rene Herse, firmę Cech.bike. Dystrybutor nie miał wpływu na treść recenzji, wnioski ani końcową ocenę produktu. Recenzja powstała w oparciu o realne użytkowanie opon.