/

W cieniu Pradziada, czeskiego Mount Ventoux

8 minut czytania

Jeseniky (pl. Jesioniki), pasmo górskie znajdujące się w większości w Czechach, którego symbolem jest słynne czeskie Mount Ventoux, czyli najwyższa tutejsza góra – Praded (pl. Pradziad). Kolarsko rejon ten ma jednak do zaoferowania znacznie więcej, a przez swój pofałdowany charakter będzie to prawdziwy raj dla tych lubujących się we wszelakich wspinaczkach. Co wyróżnia go na tle pozostałych pasm tego rejonu i co sprawia, że tak chętnie jest wybierany jako cel wycieczek kolarskich, nie tylko szosowych? Wyruszmy w krótką wycieczkę 
i przyjrzyjmy się z bliska temu, co jeszcze możemy tam odnaleźć.

Gdyby zapytać kolarską brać o pierwsze skojarzenie z Jesenikami, można być prawie pewnym, że w odpowiedzi usłyszymy właśnie to słowo – Pradziad. Najwyższa góra tego pasma i zarazem najwyższy szczyt Jeseników, który możemy zdobyć na rowerze, wdrapując się tam w pełni wyasfaltowaną drogą. Zanim jednak wjedziemy na tę górę pozostańmy jeszcze na parę chwil w dolinach, przyglądając się zarysowi tego, co czeka nas na trasie, a zapewniam, że będzie się działo! Dzisiaj jedziemy na szosie i to właśnie najlepsze asfaltowe nitki tego rejonu będą naszym daniem głównym. Gdy jednak nadarzy się okazja powiemy też kilka słów o tym, co znajdziemy poza utwardzoną nawierzchnią. Ruszajmy więc w drogę! 

Karlova Studanka, Praded, Loucna nad Desnou, Dlouhe Strane, Cervenohorske Sedlo, Jesenik, Rejviz. Połączenie tych punktów na mapie to gwarancja wrażeń najwyższej próby i prawdziwy sprawdzian dla wszystkich miłośników górskich wspinaczek.

Karlova Studanka

Zaczynając rundę we Vrbnie pod Pradedem pierwszym miejscem, do którego dotrzemy będzie Karlova Studanka. Ta piękna wioska to uzdrowisko z ponad 200-letnią tradycją, gdzie zdawać się może, że czas płynie wolniej. Znakomicie zachowane budynki, kunsztownie wykonane zdobienia i chodniki, a przede wszystkim to, z czego to miejsce słynie i to, czemu zawdzięcza swoją uzdrowiskową sławę – źródła mineralne. Dla wszystkich spragnionych wody pozostaje odstać swoje w kolejce przy fontannie, która tryska życiodajną wodą. Ale uwaga! Woda ma specyficzny, mocno siarkowy posmak, reakcja na nią jest trochę na zasadzie relacji love-hate – nie każdy się z nią polubi, ale na pewno warto spróbować, zwłaszcza że woda ta ma najprawdziwsze naturalne bąbelki.

Wracając jeszcze do samej wioski, mówi się, że podobno powietrze jest tutaj najczystsze w całej Europie Środkowej. 

Pradziad

Po uzupełnieniu bidonów ruszamy dalej, a naszym następnym celem jest najwyższy punkt nie tylko na naszej trasie, ale i w całej okolicy. Jedziemy na Pradziada! Odtąd przez najbliższe dziesięć kilometrów będzie już tyko pod górę. Wierzchołek Pradziada wznosi się ponad 1450 m.n.p.m., a znajdujemy się na wysokości 775 m.n.p.m., więc przed nami kawał podjazdu.

Ruch samochodowy jest ograniczony i regulowany, na dole natrafimy na szlaban, który oczywiście z łatwością ominiemy na rowerze. Tuż obok zobaczymy też znak, który jasno i klarownie przedstawi nam najważniejsze dla nas obecnie liczby – przed nami 6 km podjazdu, a maksymalne nachylenie, na jakie tutaj natrafimy, będzie oscylowało w granicach 12% (średnio będzie to niecałe 7%).

Jeśli chodzi o wrażenia z podjazdu, to nie są one jakoś szczególnie warte odnotowania, ale im wyżej, tym jest pod tym względem lepiej. Większość drogi biegnie bowiem przez las, zakrętów ani agrafek tutaj nie uświadczymy, więc widoki zaczynają się dopiero bliżej szczytu, gdy zaczynamy wyjeżdżać poza granicę lasu. Po osiągnięciu tego miejsca ukazuje się nam w całej okazałości nasz cel, który sprawia wrażenie, jakby był już całkiem blisko, ale nie dajcie się zwieść pozorom, do szczytu zostało jeszcze ponad 3 km. Potężna wieża telewizyjna góruje nad okolicą i niczym potężna iglica daje jasno do zrozumienia, kto tutaj jest szefem. Kończy się las i kończy się podjazd. Jesteśmy na Pradziadzie, najwyższym szczycie Jesioników (cz.Jeseníky), piątym w całych Czechach, a zarazem na najwyższym szczycie Sudetów Wschodnich. Pierwszy duży cel osiągnięty!

Na górze, oprócz pięknej panoramy (jeśli pogoda na to pozwoli), czeka na nas górski hotel i restauracja, gdzie możemy uzupełnić spalone na podjeździe kalorie. W większości miejsc zapłacimy kartą płatniczą, ale na pewno warto mieć również ze sobą gotówkę. Wracając na trasę, tym razem trzymamy się asfaltów, więc na dół zjedziemy tą samą drogą, którą tutaj przyjechaliśmy. Jeśli jednak będziecie mieli okazję być na Pradziadzie na rowerze, któremu niestraszne drogi nieco bardziej terenowe, warto wybrać inną opcję, kierując się na północ, w stronę przeciwległych zboczy, gdzie mieści się kolejne miejsce warte odwiedzenia. Będziemy tam dzisiaj na szosie również i my, więc nie uprzedzajmy faktów. 

Loucna nad Desnou

Po złapaniu oddechu na zjeździe czeka nas interwałowy przeskok do wioski Loucna nad Desnou. Po drodze będziemy cieszyć oczy iście idyllicznymi landszaftami – zielone polany, równe jakby je ktoś przycinał nożyczkami, pełne leniwie pasących się krów, które zdają się pędzić życie pozbawione jakichkolwiek trosk, a tuż obok nitka idealnego asfaltu, którym mamy niewątpliwą przyjemność jechać. Kwintesencja Jeseników utkana z tych właśnie krajobrazów. Schodząc jednak na chwil parę na ziemię – warto rzucić okiem na mapę i namierzyć czynne sklepy, gdyż już niebawem czeka nas kolejny długi podjazd, a tam, na szczycie, w przeciwieństwie do Pradziada, cywilizacji będzie znacznie mniej. 

Dlouhe Strane

Mowa o Dlouhe Strane, szczycie wznoszącym się na wysokość przeszło 1350 m.n.p.m., znanemu przede wszystkim z ulokowanej na samej górze elektrowni szczytowo-pompowej o tej samej nazwie. Nawiasem mówiąc, to największa tego typu budowla w całych Czechach. Dostać się tam można na kilka sposobów, choćby wspominanym wcześniej wariancie terenowym z Pradziada. My jednak wybieramy tym razem asfaltową drogę z Loucny nad Desnou. To kolejny długi podjazd, gdzie średnie nachylenie oscyluje w granicach 6,7%, a maksymalne jakie tam zastaniemy grubo przekracza 10%, i to niejednokrotnie. Jest zatem co jechać, więc dobrze jest przed tym fragmentem uzupełnić zapas wody i jedzenia. Podjazd ten jest uznawany za jeden z najtrudniejszych, ale zarazem najbardziej malowniczych podjazdów szosowych w całych Czechach. Znacznie mniej znany niż jego vis-a-vis, czyli Pradziad, którego znów zobaczymy będąc już na szczycie. Plusem tej drogi jest zakaz wjazdu dla samochodów. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można się zatem spodziewać, że nie będziemy mijali tam zbyt wielu ludzi. 

Najlepsze czeka na nas po raz kolejny na samej górze. Ostatnie kilkanaście metrów w pionie pokonujemy już na piechotę, do samego zbiornika elektrowni prowadzą bowiem strome schody. Zdecydowanie jednak warto się pofatygować, bo to, co tam zobaczymy, to absolutnie wyjątkowy widok na połączenie piękna natury z dziełem ludzkich rąk. Idealnie równe betonowe ściany zbiornika tworzą wspaniały pierwszy plan dla widoku, który mamy po drugiej stronie – przepiękne pasmo Pradziada, którego widzimy stąd jak na dłoni. Perfekcja w każdym calu. 

Jesionik

Jeszcze dobrze nie ochłonęliśmy po wrażeniach, które towarzyszyły nam na szczycie, jak i późniejszym zjeździe, a już zaczynamy kolejną wspinaczkę. Tym razem do zdobycia mamy przełęcz, i to nie byle jaką. Klimatem przypomina te znane z najwyższych gór Europy, jedyna różnica to ta, że zamiast strzelistych szczytów mamy łagodnie falujące pasma Sudetów Wschodnich. Droga po stosunkowo niedawnym remoncie na całym jej odcinku jest równa, jak bilardowy stół i szeroka, jak przystało na nowoczesne i bezpieczne rozwiązania. Ma to swoje plusy, nawet ci z was, którzy nie czują się najlepiej zwłaszcza na szybkich zjazdach, tutaj mogą naprawdę czerpać przyjemność z jazdy w dół, gdyż zarówno nawierzchnia, jak i wyprofilowanie zakrętów jest na najwyższym poziomie.

Jednak to, co jest plusem w tym wypadku będzie również minusem. Droga jest tak dobra, że jest chyba najczęściej i najchętniej wybieranym odcinkiem przez wszystkich motocyklistów z okolicy. Trudno im się dziwić, droga jest dla wszystkich i jak widać sprawia wiele frajdy nie tylko kolarzom. Dla własnego spokoju warto jednak przemyśleć wybranie innego dnia niż sobota czy niedziela. Ten podjazd o długości około 16 km (z Loucna nad Desnou) nie powinien nastręczyć wielu problemów, średnie nachylenie na poziomie 3,6% jest w zasięgu każdego rowerzysty. 

Po zjeździe meldujemy się w Jesioniku, jednym z największych miast w tych okolicach. I tutaj ciekawostka – to właśnie w tym mieście został wymyślony i po raz pierwszy użyty… prysznic. Wynalazcą tegoż był bowiem Vincenz Priessnitz, który nieco przez przypadek zaczął leczyć ludzi używając do tego lodowatej wody pod ciśnieniem. W mieście postawiono pomnik poświęcony tej postaci. Z łatwością znajdziemy tutaj oczywiście również sklepy, jak i restauracje czy bary. Po raz kolejny warto uzupełnić kalorię i zapasy batonów, gdyż przed nami jeszcze jeden dłuższy podjazd, prawdziwy deser, który najlepiej smakuje popołudniową porą. 

Rejviz

W tej wiosce można poczuć się, jakby czas się zatrzymał. Przepięknie utrzymane domki stojące niczym w szpalerze wzdłuż prostej jak struna drogi, nad którą górują potężne stare drzewa. To miejsce ma swój niepowtarzalny klimat, który zachwyca o każdej porze roku. Warto tutaj zatrzymać się na kilka chwil i przyjrzeć się temu wszystkiemu z bliska, niecodziennie spotyka się tak dobrze utrzymane wioski. 

Musimy jeszcze dojechać z powrotem do miejsca startu, zatem przed nami ostatnie kilkanaście kilometrów. Vrbno pod Pradedem jest już niedaleko, ale zanim tam dotrzemy zanurzmy się po raz ostatni w ten bezkres lasów i ciszy… 

Jeseniki to góry, w których można się zakochać. Zaczyna się jak w życiu, od zauroczenia, ale nie podobna, żebyśmy z tym walczyli. To miejsce, gdzie człowiek nabiera dystansu i chłonie spokój, o który w dzisiejszych czasach coraz trudniej. Zatrzymaj się, rozejrzyj, i daj się porwać tej górskiej przygodzie, która z każdą kolejną leśną ścieżką wciąga coraz bardziej.

Zobacz także

https://etnh.magazynbike.pl/gravelowa-mikroprzygoda-absolutna-jeseniky/

Niepoprawny kolarski romantyk w "środowisku" znany jako Stefan. Żadnych cyferek, słowo ‘trening’ powoduje u niego wysypkę na lewej łydce. Esteta, marzyciel i rowerowy artysta - Stefan szuka na rowerze przede wszystkim przyjemności. Nade wszystko kocha góry i to tam czuje się najlepiej. Rower to wolność, rower to jest świat! Z tymi słowami na ustach stara się eksplorować ile może i ciągle chce więcej.

5 2 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Poprzednia hstoria

The Rift Iceland 2022

Następna historia

NASH Festival. Górskie Wydarzenie (bardzo) Kulturalne.

Ostatnie autora

COMMUTE!

Czyli krótka opowieść tym, jak dojazdy do pracy pomagają w utrzymaniu formy i rowerowej zajawki. Zacznijmy…

0
Would love your thoughts, please comment.x