/

Wahoo ELEMNT ROAM v2 – TEST

8 minut czytania

Unboxing

Flagowy komputer Wahoo Elemnt Roam po trzech latach obecności na rynku, doczekał się nowego wydania. Jako użytkownik poprzedniej wersji Roama, który przejechał na niej kilkadziesiąt tysięcy kilometrów, podczas otwierania paczki od PRO BIKES (dystrybutora Wahoo w Polsce), mogłem poczuć lekkie zaniepokojenie – czy aby na pewno przysłano do mnie nowy model oznaczony v2. Zmiany z zewnątrz są minimalne, w nomenklaturze branży automotive, to taki face lifting i na pierwszy rzut oka ograniczają się do wypukłych przycisków w dolnej części urządzenia.

Dużo natomiast zadziało się w środku samego komputera, bo z kluczowych funkcjonalności mamy:

  • dwuzakresowy GPS
  • 32 GB pamięci (vs 4 GB w poprzednim modelu)
  • 64 kolorowy wyświetlacz o wielkości 2,7” (vs 8 kolorów poprzednio)
  • 17 godzin pracy na baterii z ładowaniem przez USB-C
  • Komunikację po ANT+, Bluetooth i Wi-Fi
  • Perfect Zoom, czyli zoomowanie map i ekranów z danymi
  • Segment Summit, czyli staty podjazdów na planowanej trasie

Nowy Elemnt Roam nie zmienia wymiarów zewnętrznych w porównaniu do poprzedniego modelu i ma 90 mm wysokości, 60 mm szerokości i 20,5 mm głębokości. Pod względem wielkości Roam jest nieco większy niż Garmin Edge 530 i 830, ale mniejszy niż nowe modele 1040. Zestawiając go z Karoo 2 od Hammerheada – są bardzo zbliżone pod względem wielkości.

Sam ekran ma również dokładnie ten sam rozmiar 6,7 cm (2,7”) przy rozdzielczości 400 x 240, a masywne ramki ze zintegrowanymi paskami LEDów (które można zaprogramować tak, aby pokazywały informacje, takie jak moc, tętno lub kierunki) pozostały również niezmienione. 

Apka ELEMNT

Dla osób korzystających wcześniej z urządzeń Wahoo, nie będzie zaskoczeniem zakres funkcjonalności apki. Dla użytkowników przykładowo Garmina, wymagany jest tutaj akapit wyjaśnienia. 

W aplikacji Elemnt mamy możliwość skonfigurowania naszego Roama za pomocą prostego, przejrzystego interfejsu na ekranie telefonu, zamiast konieczności robienia wszystkiego na urządzeniu, chociaż nadal jest to opcja. Po sparowaniu, co dzieje się automatycznie (przy pierwszym parowaniu konieczne zeskanowanie kodu QR z ekrany komputerka), gdy oba są włączone, zmiany wprowadzone w aplikacji telefonu są natychmiast odzwierciedlane w Elemnt Roam. 

W samej aplikacji możemy skonfigurować układy ekranów, wskazując jakie pola widoczne są na którym ekranie i które będą widoczne w kolejnych krokach zoomowania na urządzeniu (funkcja Perfect Zoom pozwala na powiększanie poszczególnych pól, kosztem zmniejszania ilości danych wyświetlanych na urządzeniu).

Konfigurować możemy tu również połączenie z czujnikami, funkcje LEDów umieszczonych na obudowie Roama, powiadomienia które mają docierać ze smartfona, itp.

Wszystko to jest przejrzyste, intuicyjne w obsłudze, a użycie aplikacji znacznie przyspiesza operacje konfiguracji, która przy braku ekranu dotykowego, byłaby szalenie męcząca na samym urządzeniu.

Po skonfigurowaniu połączenia Wi-Fi, trasy wytyczone w serwisach typu Strava, Komoot, itp, będą automatycznie synchronizowane, więc przykładowo nie musicie ładować ich przed rundą już z samej aplikacji,

I tu właśnie dochodzimy do wspomnianej na wstępie różnicy między Garmin Connect. Aplikacja Wahoo Elemtn służy do konfiguracji i zarządzania urządzeniem, jest interfejsem urządzenia na smartfonie (i robi to świetnie). 

Nie jest natomiast narzędziem do planowania tras, zbierania i analizowania danych treningowych, czy dzielenia się nimi w internecie. Do wszystkich tych czynności, będziecie musieli używać zewnętrznych serwisów, do czego Elemnt jest świetnie przygotowany, oferując gotowe integracje.

Ergonomia

Podczas trzech lat używania poprzedniego Wahoo Roam, było kilka irytujących rzeczy, które jak widać nie były tylko moją bolączką. Zostały dobrze zaadresowane przez produktowców z Wahoo w modelu Roam v2. Mam poczucie, że nie starano się dodać na siłę nowych funkcjonalności, tylko poprawić te rzeczy, poprawy rzeczywiście wymagały. 

Nowe, wypukłe przyciski (sic!) zdecydowanie poprawiają ergonomię przechodzenia pomiędzy ekranami. Klik jest wyraźny i w połączeniu z szybszym działaniem samego urządzenia, daje efekt natychmiastowej zmiany danych. 

To krytyczna zmiana, bo obsługa bez dotykowego ekranu opiera się w większości o te trzy przyciski w dolnej części urządzenia. W starym modelu, szczególnie w rękawiczkach i błocie, obsługa była mało intuicyjna, co skutkowało kilkukrotnym przewijaniem ekranów, aby dotrzeć do tego właściwego. 

Zwiększona do 32 GB pamięć (czyli tyle samo, co w Garmin Edge 1040 i Hammerhead Karoo 2), to głośne uff dla osób które dużo podróżują w różne miejsca i musiały do tej pory żonglować mapami z uwagi na ograniczoną pojemność. Siedzenie na hotelowych schodach w zasięgu WIFI i ściąganie map Słowenii, wcześniej usuwając mapy Francji i Hiszpanii, nie należy do najprzyjemniejszych czynności w obecnych czasach. 

Nie jestem w stanie ocenić, czy za zwiększoną ilością pamięci poszła również większa szczegółowość map – wyglądają lepiej i bardziej czytelnie, a to głównie z uwagi na większość ilość kolorów na wyświetlaczu. Nadal nie mamy możliwości podglądu nazw ulic, nawet przy największym zbliżeniu.

Ewolucji uległa również opcja zoomowania map, bo do tej pory przybliżać mogliśmy tylko obszar na którym obecnie się znajdowaliśmy. Roam v2 umożliwia dodatkowo scrollowanie mapy w dowolne miejsce. Obsługa tej funkcjonalności przy użyciu guzików (a nie dotykowego ekranu) nie jest UXowym majstersztykiem, ale w chwilach zawahania, pozwala zorientować się na mapie, bez konieczności sięgania po telefon.

Bez zmian natomiast pozostała bardzo przydatna funkcja zoomowania ekranów z danymi. Wstępnie skonfigurowane w aplikacji ekrany z danymi, możemy przybliżać eliminując pola o mniejszym priorytecie, a powiększając wielkość pól dla nas istotnych.

Jedną z krytycznych błędów z jakimi borykał się pierwszy Wahoo Roam, było przepełnienie pamięci i zawieszenie przy długich, trwających kilkanaście godzin aktywnościach. 

Dla ultrasów, zawieszenie się nawigacji podczas wyścigu, które najczęściej wypadało ciemną nocą i długi czas funkcji odtwarzania aktywności (recover ride trwający nawet kilkanaście minut), aby ponownie rozpocząć nawigowanie, było bardzo deprymujące. Sam doznałem kilkukrotnie takie sytuacji. 

Niestety nie miałem okazji w okresie zimowym zrealizować testu tak długiej aktywności, aby przetestować czy w nowym modelu Roam faktycznie  rozwiązano ten problem. Po pierwszym ultra i kilkunastu godzinach ciągłej jazdy zaktualizuję test o ten akapit.

Nawigacja

Poprzedni Roam nigdy nie był tytanem dokładności jeśli chodzi o lokalizację. Nawet jeśli niespecjalnie przeszkadzało to w poprawnej nawigacji, to jeżdżąc w grupie z użytkownikami Garminów, w sytuacjach wątpliwości na rozstajach dróg, miałem wrażenie, że wiedzą więcej i mogą jechać pewniej. Dodanie dwuzakresowego GPS z pewnością poprawiło sytuację – widać to w szczególności w miejscach, w których odbiór sygnału GPS może być zakłócony – takich jak gęsty las lub obszary miejskie. Jest lepiej.

Nowy 64-kolorowy ekran oszczędnie gospodaruje paletą kolorów (na szczęście) i przyzwyczajeni do ascetycznej i prostej mapy z poprzedniego modelu poczują się jak w domu. Większość dróg jest wyświetlana jako czarne linie, główne drogi są żółte, a zbiorniki wodne są pokazane na niebiesko (wow!). Obszary zalesione pojawiają się w najsłabszej zieleni. Bez zmian pozostała funkcja sygnalizowania zakrętów za pomocą LEDów na obudowie i alarmowania o przestrzelonym zakręcie (to szczególnie przydatne podczas jazdy ultra nocą, kiedy zasypiamy podczas jazdy).

Kiedy zboczycie z trasy świadomie, lub przestrzelicie zakręt, Roam wyznaczy i proponuje alternatywną drogę i powrót na trasę. Ta funkcja dobrze działa w mieście (czy szerzej – w cywilizowanym terenie), oraz na drogach szutrowych. Z ogromną rezerwą należy jednak podchodzić do niej w górach i wyrobić sobie nawyk weryfikacji zaproponowanej trasy w oparciu pełnoprawną mapę.

Samo wyznaczanie tras (takie świadome), jak już wspomniałem w akapicie opisującym funkcjonalności apki Elemt, musi odbyć się w zewnętrznym narzędziu – w samej apce/urządzeniu, mamy możliwość wskazania miejsca i automatycznego planowania trasy, co sprawdzi się awaryjnie w docieraniu do jakiegoś punktu. Ale epickiego tripa za pomocą tego nie zaplanujecie.

Segment Summit

To jest nowość, która pojawiła się w Wahoo wraz z premiera mniejszego brata Roama, czyli Bolta v2 i jest dla mnie najfajniejszą nowością tego urządzenia. Segment Summit ma konkurować z funkcjami Garmina – ClimbPro i Hammerheada – Climber i dla jeżdżących po górach będzie najczęściej oglądanym ekranem.

Jak działa Segment Summit? Po załadowaniu tracka, urządzenie wygeneruje listę podjazdów, jaka czeka cię na trasie. Jak definiowane są podjazdy na liście? Aby Wahoo uznało coś za podjazd, odcinek musi mieć długość co najmniej 500 metrów, jak i średnie nachylenie co najmniej 3%.  Na przykład odcinek o długości 490 m ze średnim nachyleniem 5% nie zostanie uznany za podjazd ze względu na niewystarczającą odległość, a odcinek o długości 1 km ze średnim nachyleniem 2,5% nie zostanie uznany za podjazd z powodu niewystarczającego średniego nachylenia. 

Gdy zbliżamy się do danego pojazdu na trasie, u dołu ekranu pojawią się powiadomienia informujące o dystansie do pokonania, długości podjazdu i średnim nachyleniu. Kiedy już zaczniemy podjeżdżać, otrzymujemy ekran ze szczegółami samego podjazdu i są to:

  • czas, jaki upłynął od rozpoczęcia wspinaczki
  • pozostałe metry w pionie do końca podjazdu 
  • odległość do do końca podjazdu
  • aktualne nachylenie 
  • estymacja czasu do zakończenia podjazdu (uwzględniająca nasze obecne tempo podjazdu, oraz ile nam pozostało do końca metrów i metrów w pionie)
  • profil całego podjazdu

Dla mnie spędzającego w górach większość czasu na rowerze, to funkcjonalność której bardzo brakowało i jest najlepszym co mogło przytrafić się użytkownikom Wahoo. Do tej pory z zazdrością dopytywałem towarzyszy z Garminami o parametry danego podjazdu. Najlepsze jest to, że Segment Summit jako update trafił również do poprzedniego modelu Roam. 

TL;DR

Wahoo Roam v2 poprawia wszystko to co przeszkadzało w poprzedniej wersji, dodając kilka nowych funkcjonalności, aby móc konkurować z najlepszymi modelami nawigacji oferowanej przez konkurencję. Pozostaje przy tym cały czas wierny swojej prostocie i łatwości użytkowania. 

To nadal Twój dobry kumpel, którego świetnie znasz, który towarzyszy ci od lat podczas przygody, na którym możesz polegać bez obaw. Teraz jednak pozbawiony wad i lepszy. Mimo że Garmin i Hammerhead oferują znacznie bardziej zaawansowane, Wahoo Roam jest nadal najlepszym wyborem dla szukających prostoty i niezawodności.

  • Wahoo ELEMNT ROAM do testów dostarczył nam dystrybutor Wahoo w Polsce, czyli PRO BIKES.
  • Najlepszej ceny na Wahoo ELEMNT ROAM szukaj w centrumrowerowe.pl – w chwili obecnej do kupienia za 1899 zł.
Dla spędzającego w górach większość czasu na rowerze, Segment Summit to funkcjonalność której bardzo brakowało i jest najlepszym co mogło przytrafić się użytkownikom Wahoo.

Redaktor naczelny Magazynu ETNH.

Brzmi poważnie! Od 20 lat inspiruje do podróżowania po górach. Inicjator polskiej sceny enduro, obecnie pasjonat graveli, wyścigów ultra i bikepackingu. Stale trzymający rękę na pulsie aktualnych trendów.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Poprzednia hstoria

Welcome to Jordan – Jordan Bike Trail

Następna historia

Milczenie owiec – Bikepacking przez Wyspy Owcze

Ostatnie autora

0
Would love your thoughts, please comment.x