Po ubiegłorocznej edycji pod znakiem oberwania chmury, dotąd wspominanej jako epicka, tym razem startującym przyszło zmagać się z zupełnie innymi żywiołami. Żar lejący się z nieba, tropikalny upał i gorąca publiczność jeszcze raz przypomniały, dlaczego każda edycja Szuter Mastera jest wyjątkowa. Oraz dlaczego zabawę w „gravel racing” warto zacząć akurat od tej imprezy.
Tak się składa, że towarzyszymy jej od samego początku. A był to na naszym rynku ścigania powiem świeżości. Jakoś tak wyszło, że ściganie na gravelach w PL na początku dostało od razu łatkę „ultra” i kojarzyło się przede wszystkim z „dłużej i ciężej”. Jeśli nie Wisła 1200 to Gravmageddon i dystanse sięgające setek kilometrów i przewyższenia tysiącami w pionie. Dlatego też ja osobiście od zawsze twierdziłem, że jest też miejsce dla imprez krótszych, jednodniowych. Gdzie niekoniecznie chodzi o to, by szykować się jak na wyprawę na Antarktydę. Stąd i zainteresowaniem Szuter Masterem, jak i innymi podobnymi imprezami.
Kolejna edycja, tym razem obserwowana z punktu widzenia latającego reportera (kontuzja), tylko mnie w tym utwierdziła. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Dobra organizacja, ciekawe trasy – standardowo dwie do wyboru, krótka około 70-80 km i długa 150-170 km – i przyjazna atmosfera. Tylko tyle i aż tyle.
Dla Justyny był to pierwszy start w Szuter Masterze i pierwszy start na nowym modelu Krossa 5.0 AX, który testuje. Rower do testu dotarł dosłownie na dwa dni przed sprawdzianem.
Ekipa eroe.cc czyli specjaliści od szybkich wyścigów gravelowych i szosowych – Łukasz, Malwina i Dominika. Jednym słowem faworyci!
Biuro zawodów było usytuowane na rynku w Kamiennej Górze – idealnie! Tuż obok miejsca startu.
Przed startem Dominika udzielała wywiadu dla radia – nic dziwnego, pochodzi z Kamiennej Góry i wygrała w ubiegłym roku na krótkim dystansie.
Szuter Master ma fajny system numerów, które montuje się do sprzętu – ze sztuką z tyłu, która jest taśmą z klejem. Praktyczne.
A z przodu mamy jak zwykle numer – tyle, że niewielki, „aero”, też wygodne. Nie trzeba wycinać wzorków.
Tak naprawdę jednak numerki są bardziej dla kibiców, którzy chcieliby zidentyfikować startujących na trasie, bo każdy wyposażony jest w nadajnik. To on pozwala na śledzenie na bieżąco kropek, służy też do rejestracji przejazdów. Nawigacja odbywa się za pomocą śladu GPS i odpowiedniego urządzenia na kierownicy.
Specyfika Szuter Mastera polega też na tym, że trasa jest znana dopiero na 2 dni przed zawodami. Tu odbywa się podział miejsc na podium… żartowałem 😀 Listę startową trzeba podpisać. Można też jeszcze raz sprawdzić przebieg trasy. Ta na krótkim dystansie nie różniła się specjalnie – a raczej tylko minimalnie – od wersji z roku ubiegłego.
Start zawodów z centrum miasteczka to zawsze małe święto. Także było i tym razem.
Startujący na krótkim dystansie mieli tę przyjemność, że towarzyszyły im tłumi kibiców. Długi dystans startował o 8 rano, ludzi było zdecydowanie mniej.
Sam start miał charakter kontrolowany, z prowadzącym motocyklem. Po kilku kilometrach ściganie rozpoczęło się na dobre…
Pierwsze kilometry prowadzą taką ścieżką rowerową, gdzie ja oczywiście dotarłem później, by skrócić trasę w pogodni za peletonem. Ta ścieżka jest rewelacyjna i świetnie nadaje się też na wycieczkę – prowadzi w stronę Krzeszowa (gdzie się też kończy).
Fakt, że to była linia kolejowa, widać m.in. po charakterystycznych budynkach byłych dworców. Oraz oczywiście po tym, że jest płasko.
Peleton – dzięki śledzeniu go online – wyprzedziłem przed Grzędami Górnymi, około połowy trasy. Zgodnie z przewidywaniami Łukasz był niemal na czele.
Jechałem trasą, kibicując kolejnym zawodnikom. Już w tym momencie były to pojedyncze osoby, a nie zwarty peleton.
Odcinków asfaltowych było sporo, na szczęście nie brakowało także drzew
Jak widać nie brakło entuzjazmu! Tu kolega z Krossa testuje prototypowego Eskera na aluminiowej ramie
W tym momencie, zgodnie z planem, także Malwina z teamu eroe.cc była w czołówce, konkretnie na 2 miejscu. Dominika jechała zbyt szybko – nie zdążyłem jej zrobić foty!
Malwinie po piętach deptała Justyna, jak się dowiedziałem na mecie, niewiele brakowało by dogoniła konkurentkę.
Piękne okoliczności przyrody zupełnie gratis!
Na krótkim dystansie widać było, że wiele osób ma power w nogach – i dosłownie lci do mety!
Tak naprawdę losy podium rozstrzygnęły się jednak dopiero na ostatnim podjeździe – gdzie Łukasz musiał uznać wyższość odrobinę lżejszego kolegi Kaspra.
Ten ostatni podjazd do kapliczki zapewne zapamiętało wielu!
Zgodnie z przewidywaniem wśród pań na metę pierwsza wpadła Dominika! Była przy tym 7 open!
Druga była Malwina, która drugie miejsce (13 open) dowiozła do końca – choć jak mówiła mocno walczyła o życie na zjazdach
Trzecia była Justyna (14 open), która pierwotnie miała jechać na długi dystans, ale po upadku na torze zdecydowała się zdroworozsądkowo na krótszy. Z testowym Krossem także nie było problemów.
Najszybsza ekipa tego dnia Eroe Racing Klub!
O tym, jak było trudno, niech świadczy fakt, że na dekoracji o godzinie 17 nie było na mecie jeszcze żadnej pani z dystansu długiego. Od lewej podium pań i panów z krótkiego, oraz panów z długiego.
Pełnie wyniki znajdziecie tutaj
A więcej na temat Szuter Mastera na stronie oficjalnej szutermaster.pl