“W tym szaleństwie jest metoda” mogłoby zabrzmieć najkrótsze podsumowanie testu nowego roweru marki Bitter. Model Zero, bo tak się nazywa, trudno bowiem zdecydowanie nazwać gravelem konwencjonalnym. W tej Warszawie, skąd marka pochodzi (!), to oni potrafią bawić się szutrem!
Mix
Rower jaki jest, każdy widzi. Dwa koła, kierownica typu baranek, pedały. Cała reszta to magia złożona z długości rurek i kątów. W przypadku rowerów szosowych przez całe dziesięciolecia za jedyną słuszną uchodziła geometria stworzona przez Włochów, którzy twierdzili, że rozstaw kół nie może przekraczać 1000 milimetrów. Pozostałe wymiary musiały się do tego jednego dopasować. Potem pojawiły się górale, które początkowo były długie niczym limuzyny, by w latach nastoletnich skrócić się niczym BMXy i ostatecznie znów spoważnieć poprzez rozciągnięcie i wypłaszczenie. Tu zresztą ewolucja jeszcze nie dobiegła do swojego końca, to samo dotyczy zdecydowanie młodszych graveli. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w tej wyjątkowej mieszance szosy i MTB mieszają się wpływy obydwu gatunków. To co na asfalcie, z natury i przyzwyczajenia bardziej konserwatywne, zmienia się pod względem geometrii homeopatycznie, za to w terenie absurdalne rozciągnięcie ma już swoich przeciwników, którzy zauważyli, że zbyt “płaskie” rowery nie bardzo chcą skręcać. Gravele początkowo mocno przypominały rowery szosowe, tyle, że z szerszymi oponami, potem jednak coraz częściej, może z tęsknoty za tym jednym, jedynym uniwersalnym “rowerem do wszystkiego”, zaczęły skręcać w stronę MTB i je przypominać, także pod względem kątów. Nic więc w sumie dziwnego, że wśród nowych graveli da się zauważyć obecnie dwa trendy. Jeden to zdecydowanie ściganie, najwyraźniej pod wpływem wkroczenia do gry imprez w formule UCI. Ma być lekko, sportowo, szybko. Ostro. Drugi zaś pełnymi garściami czerpie z MTB, dotyczy to nie tylko pogrubiania opon, ale też “luźniejszych” kątów. Jeśli dodamy do tego jeszcze widelce amortyzowane i sztyce teleskopowe dostaniemy górala z barankiem. A może tak coś po środku?
Geometria Slacker
No właśnie. Jedna z najbardziej pociągających cech gravela to fakt, że jest to rower prosty. Dodanie amortyzacji nie tylko podnosi masę, komplikuje też serwis. Jak powiedział mi Igor Krawczak, stojący za projektem Bittera od strony technicznej, inspiracją do powstania był wypad w góry, gdy okazało się, że tzw. gravel potrafi więcej niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Stąd i złagodzenie geometrii w postaci wypłaszczenia widelca do kąta 68 stopni, ale zachowanie stromego kąta podsiodłowego 74 stopni. Oraz zwiększenie rozstawu kół przy jednoczesnym skróceniu mostka, tak by odległość siodełko-kierownica pozostała bez zmian. W efekcie dostajemy coś, co jest odpowiednikiem geometrii Forward Mondrakera, firmy, która jako pierwsza obrała ten kierunek w MTB. Potem podążyli inni, czy podobnie będzie tym razem? Faktem jest, że w ostatnim czasie pokazano kilka szutrowek wpisujących się w ten schemat, a palmę pierszeństwa dzierży Evil Chamois Hagar z kątem widelca 66,67 stopnia. Warto jednocześnie pamiętać, że w przypadku Bittera zachowano krótki tył, który ma typowe 425 mm długości. Efekt? Rower w rozmiarze M, który testowałem, ma identyczną odległość od kierownicy do sztycy, jak mój codzienny Trek Crockett w rozmiarze S (52 cm). Tyle, że w Bittera mostek ma 50 mm, w Treku 90 mm.
Spójne wyposażenie
Rower został wyposażony niekonwencjonalnie i jednocześnie nowocześnie. Zapewne jakiś wpływ miały też obecne problemy z dostępnością niektórych komponentów, co sprawiło, że projektanci przychylnym okiem spojrzeli na części mniej znanych producentów. To zdecydowanie pozytywny efekt epidemii, mający ożywczy wpływ na całą branżę. Obawiam się, że bez tego długo jeszcze nie moglibyśmy zobaczyć w rowerach napędów Microshift, a taki właśnie trafił do Bittera. Advent, bo tak nazywa się grupa, ma 10 przełożeń, w rowerze zastosowano zębatkę do dużej rozpiętości 11-46, w parze z tarczą 40 w lekkiej korbie. Rower zatrzymują semihydrauliki – zaciski hamulców są hydrauliczne, ale całość jest obsługiwana linkami. Do tego dołożono lekkie koła na cieniowanych szprychach i na ładnie toczących się piastach, w których użyto łożyska maszynowe. Oraz obuto w także lekko toczące się kevlarowe opony Kendy Alluvium Pro o szerokości 45 mm. Koła od razu przystosowane są do przejścia na system bezdętkowy. Ostatni fajny “nice touch” to ekologiczne siodełko Sella Italia. Rower, jaki dostałem do testu, w 95% był identyczny z rowerem seryjnym. Różnica sprowadzała się do minimalnie mniejszej flary w kierownicy, lekko zmodyfikowanych hamulców (finalnie będzie to model nazwany Pro) i logo innych niż firmowe na sztycy i mostku (choć wymiary i długości się zgadzały).
Rozmiar i warunki testowe
Podstawowy problem jaki miałem z Bitterem to… dobranie rozmiaru. Nadal go mam, dlatego planuję zbudowanie kolejnej sztuki na mniejszej ramie S. Nie dlatego, że rower był za długi, bo był akurat – patrz wyżej porównanie do Treka – ale ze względu na wysokość. Na zdjęciach widzicie wyciągnięcie siodła, a ja chcę sprawdzić, jak rower będzie się zachowywał wtedy, gdy będzie krótszy i niższy, a jednocześnie sztyca będzie dłuższa. Po co? Dla jazdy w terenie, bo seryjnie przewidziano użycie sztycy teleskopowej, projektując jej odpowiednie wewnętrzne prowadzenie. W rozmiarze M, przy mojej wysokości siodła 68 cm, niewiele zostaje miejsca na opuszczenie sztycy. Rozmiar o jeden mniejszy pozwoli na wydłużenie skoku o dwa centymetry. Jak rower będzie jeździł? Dowiecie się pierwsi!
Na rowerze jeździłem we Wrocławiu i okolicach, był też ze mną na Mazurach i nad morzem. Inni użytkownicy sprawdzili go m.in. na imprezie Gravel Attack. Pomimo intensywnego użytkowania udało nam się zepsuć tylko jeden element – regulator ustawienia klocków z przodu, a raczej jego pokrętło. Poza tym uszkodzeń czy zmęczeń materiału nie stwierdzono.
Jak jeździ Bitter?
Bardzo dobrze. Moją ocenę wypada jednocześnie rozbić na dwie róźne części składowe, jedna dotyczy samej geometrii, druga komponentów. Już czytając dane geometryczne przed testem wiedziałem, czego się spodziewać, bo jeżdżę na bardzo różnych typach rowerów i sam eksperymentuję z geometrią. Standardowo też w wielu modelach wybieram ramy dłuższe – M a nie S, gdy jest taka opcja, bo zwykle rozmiary większe jeżdżą lepiej. Najczęściej sprowadza się to do większego rozstawu kół (nawiasem mówiąc na szczęście radykalizacja kątów następuje dopiero przy XS). Tak samo jak w przypadku Bittera zbyt długą ramę skracam mostkiem i ewentualnie zerowym jarzemkiem w sztycy. Jeśli dodamy do tego fakt, że widelec ma tu kąt 68 stopni – wspomniany trek 71,5 (!) w moim rozmiarze – efekt jest oczywisty, rower jeździ stabilniej. I jednocześnie nie ma się wrażenia, że nie chce skręcać, tu odpowiednie przełożenie “robi” krótki mostek. Taki sam efekt mamy w rowerach enduro, gdzie wypłaszczenie i mostek idą w parze. Rower nie ma też problemów ze skręcaniem za sprawą krótkiego tyłu, więc ten płaski kąt według mnie ma głównie zalety. Docenią je ci, którzy lubią jazdę długodystansową, trudniejszy teren, czy też ciągną ze sobą tobołki. I tu przechodzimy do drugiej części podsumowania wrażeń z jazdy, czyli komponentów. W seryjnej konfiguracji Bitter jest rowerem mało wyścigowym. Dotyczy to jednak tylko jednego komponentu, czyli zębatki tylnej. Rozpiętość 11-46 sprawia, że skoki pomiędzy biegami są duże, dla kogoś kto lubi “po szosowemu” szukać optymalnej kadencji będzie trudno znaleźć pasującą. Tu rada jest jedna – do jazdy głównie po płaskim wypada zmienić kasetę (11-36 powinna wystarczyć). W zamian oczywiście utracimy przełożenia górskie, tu więc każdy musi zdecydować sam, co jest dla niego ważniejsze.
Sam napęd, jakość zmiany biegów i naprężenie łańcucha, nie sprawiały żadnych problemów. Przypominały przy tym bardziej Srama niż Shimano, z wyraźnym zaznaczeniem korekty przełożeń. Także hamulce wypada nazwać wystarczającymi. Generalnie jednak, o ile jednak jakość działania napędu jest dobra, to łapy mogłyby być wygodniejsze. Przy małych dłoniach przejście między gumami a owijką jest wyraźne, tu Shimano i Sram robią to lepiej. Aż prosi się o kolejną, poprawioną generację, wymiana tego elementu nie powinna być trudna. Inna opcja to zastosowanie grubszej owijki i odpowiednie jej ułożenie.
Używając wyrażenia anegdotycznego dodam tylko, że „złego słowa nie dam powiedzieć o…” kołach i oponach. Para nie tylko ładnie się toczy, sprawia wprost wrażenie pochodzenia z droższego roweru. Przekonałem? Tu musicie przejechać się sami. Szerokość 45 mm Kendy sprawdzi się szczególnie w warunkach piaszczystych – w tym miejscu pozdrawiam Mazury!
I w tym miejscu wypada też wspomnieć o komforcie, a raczej jego poszukiwaniu. Na Bitterze kluczowe będzie z jednej strony dobranie ciśnienia w oponach – polecam przejście na tubeless, a z drugiej owijka (seryjna komfortowa nie jest). Aluminiowe rurki i gruba sztyca podsiodłowa na dłuższych dystansach pracują niewiele. To zresztą też argument za tym, by w moim przypadku sprawdzić mniejszy rozmiar ramy – większe wyciągnięcie (karbonowej) sztycy pozwala filtrować drgania!
Podsumowanie
Przyzwyczajamy się do różnych rzeczy i uznajemy je za naturalne. A później olśnienie, że da się inaczej. Tak było przez wiele lat z zaczepianiem butem o przednie koło w małych rozmiarach ram na szosie w ostrych zakrętach, albo z jazdą bez sztycy teleskopowej w rowerze MTB. Spróbowanie nowego może jednak sprawić, że nagle dostrzegamy, jak to poprzednie – przecież sprawdzone! – potrafiło nas ograniczać. I już nie chcemy do tego wracać. Tak też jest z Bitterem. Prostym, aluminiowym rowerem, ważącym 10 kilogramów. Świeże spojrzenie na geometrię oraz komponenty, które działają, sprawiają, że ten rower zwyczajnie dobrze jeździ, aż tyle i tylko tyle. Jasne, nie jest pozbawiony wad, np. dla mnie, a na każdym rowerze lubię się ścigać, ma zbyt “zgrubnie” zestawione przełożenia. Jednocześnie podziałał na tyle inspirująco, że na tej samej ramie postanowiłem zbudować kolejny rower do eksperymentów, może także do ścigania. Zachęciłem? Sprawdźcie firmową stronę https://www.bitterbikes.com/. Rower produkowany jest w rozmiarach od XS do XXL, jest więc szansa na dobranie właściwego. Także cena 6500 zł, zważywszy na to, co dostajemy, wydaje się rozsądna.